312, 1. (1 - 399)
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
tytu: "Krzyacy" (tom II)autor: Henryk SikiewiczSpis TreciROZDZIA I...3ROZDZIA II...10ROZDZIA III...15ROZDZIA IV...20ROZDZIA V...22ROZDZIA VI...29ROZDZIA VII...35ROZDZIA VIII...44ROZDZIA IX...52ROZDZIA X...59ROZDZIA XI...65ROZDZIA XII...83ROZDZIA XIII...86ROZDZIA XIV...89ROZDZIA XV...95ROZDZIA XVI...98ROZDZIA XVII...102ROZDZIA XVIII...107ROZDZIA XIX...111ROZDZIA XX...116ROZDZIA XXI...120ROZDZIA XXII...125ROZDZIA XXIII...131ROZDZIA XXIV...138ROZDZIA XXV...145ROZDZIA XXVI...150ROZDZIA XXVII...155ROZDZIA XXVIII...159ROZDZIA XXIX...161ROZDZIA XXX...166ROZDZIA XXXI...172ROZDZIA XXXII...179ROZDZIA XXXIII...184ROZDZIA XXXIV...190ROZDZIA XXXV...195ROZDZIA XXXVI...198ROZDZIA XXXVII...200ROZDZIA XXXVIIi...202ROZDZIA XXXIX...205ROZDZIA XL...209ROZDZIA XLI...213ROZDZIA XLII...216ROZDZIA XLIII...221ROZDZIA XLIV...224ROZDZIA XLV...227ROZDZIA XLVI...229ROZDZIA XLVII...232ROZDZIA XLVIII...235ROZDZIA XLIX...246ROZDZIA L...260ROZDZIA LI...263ROZDZIA LII...280* * *ROZDZIA IJurand znalazszy si na podwrzu zamkowym nie wiedzia zrazu, dokd i, gdy knecht, ktry go przeprowadzi przez bram, opuci go i uda si ku stajniom. Przy blankach stali wprawdzie odacy, to pojedynczo, to po kilku razem, ale twarze ich byy tak zuchwae, a spojrzenia tak szydercze, i atwo byo rycerzowi odgadn, e mu drogi nie wska, a jeeli na pytanie odpowiedz, to chyba grubiastwem lub zniewag.Niektrzy mieli si pokazujc go sobie palcami; inni poczli na znw miota niegiem, tak samo jak dnia wczorajszego. Lecz on spostrzegszy drzwi wiksze od innych, nad ktrymi wykuty by w kamieniu Chrystus na krzyu, uda si ku nim w mniemaniu, e jeli komtur i starszyzna znajduj si w innej czci zamku lub w innych izbach, to go kto przecie musi z bdnej drogi nawrci. I tak si stao. W chwili gdy Jurand zbliy si do owych drzwi, obie ich poowy otworzyy si nagle i stan przed nimi modzianek z wygolon gow jak klerycy, ale przybrany w sukni wieck, i zapyta:- Wycie, panie, Jurand ze Spychowa?- Jam jest.- Pobony komtur rozkaza mi prowadzi was. Pjdcie za mn. I pocz go wie przez sklepion wielk sie ku schodom. Przy schodach jednak zatrzyma si i obrzuciwszy Juranda oczyma, znw spyta: - Broni za nie macie przy sobie adnej? Kazano mi was obszuka. Jurand podnis do gry oba ramiona, tak aby przewodnik mg dobrze obejrze ca jego posta, i odpowiedzia:- Wczoraj oddaem wszystko.Wwczas przewodnik zniy gos i rzek prawie szeptem:- Tedy strzecie si gniewem wybuchn, bocie pod moc i przemoc. - Ale i pod wol bosk - odpowiedzia Jurand.I to rzekszy spojrza uwaniej na przewodnika, a spostrzegszy w jego twarzy co w rodzaju politowania i wspczucia rzek:- Uczciwo patrzy ci z oczu, pachoku. Odpowiesze mi szczerze na to, o co spytam?- pieszcie si, panie - rzek przewodnik.- Oddadz dziecko za mnie?A modzieniec podnis brwi ze zdziwieniem:- To wasze dziecko tu jest?- Crka.- Owa panna w wiey przy bramie?- Tak jest. Przyrzekli j odesa, jeli im si sam oddam. Przewodnik poruszy rk na znak, e nic nie wie, ale twarz jego wyraaa niepokj i zwtpienie.A Jurand spyta jeszcze:- Prawda-li, e strzeg jej Szomberg i Markwart?- Nie ma tych braci w zamku. Odbierzcie j jednak, panie, nim starosta Danveld ozdrowieje.Usyszawszy to Jurand zadra, ale nie byo ju czasu pyta o nic wicej, gdy doszli do sali na pitrze, w ktrej Jurand mia stan przed obliczem starosty szczytnieskiego. Pachoek otworzywszy drzwi cofn si na powrt ku schodom. Rycerz ze Spychowa wszed i znalaz si w obszernej komnacie, bardzo ciemnej, gdy szklane, oprawne w ow gomki przepuszczay niewiele wiata, a przy tym dzie by zimowy, chmurny. W drugim kocu komnaty pali si wprawdzie na wielkim kominie ogie, ale le wysuszone kody mao daway pomienia. Dopiero po niejakim czasie, gdy oczy Juranda oswoiy si ze zmrokiem, dostrzeg w gbi st i siedzcych za nim rycerzy, a dalej za ich plecami ca gromad zbrojnych giermkw i rwnie zbrojnych knechtw, midzy ktrymi bazen zamkowy trzyma na acuchu oswojonego niedwiedzia.Jurand potyka si niegdy z Danveldem, po czym widzia go dwukrotnie na dworze ksicia mazowieckiego jako posa, ale od tych terminw upyno kilka lat; pozna go jednak pomimo mroku natychmiast i po otyoci, i po twarzy, a wreszcie po tym, e siedzia za stoem w porodku, w porczastym krzele, majc rk ujt w drewniane upki, opart na porczy. Po prawej jego stronie siedzia stary Zygfryd de Lwe z Insburka, nieubagany wrg polskiego plemienia w ogle, a Juranda ze Spychowa w szczeglnoci; po lewej modsi bracia Gotfryd i Rotgier. Danveld zaprosi ich umylnie, aby patrzyli na jego tryumf nad gronym wrogiem, a zarazem nacieszyli si owocami zdrady, ktr na wspk uknuli i do ktrej wykonania dopomogli. Siedzieli wic teraz wygodnie, przybrani w mikkie, z ciemnego sukna szaty, z lekkimi mieczami przy boku - radoni, pewni siebie, spogldajc na Juranda z pych i z tak niezmiern pogard, ktr mieli zawsze w sercach dla sabszych i zwycionych.Dugi czas trwao milczenie, albowiem pragnli si nasyci widokiem ma, ktrego przedtem po prostu si bali, a ktry teraz sta przed nimi ze spuszczon na piersi gow, przybrany w zgrzebny wr pokutniczy, z powrozem u szyi, na ktrym wisiaa pochwa miecza.Chcieli te widocznie, by jak najwiksza liczba ludzi widziaa jego upokorzenie, gdy przez boczne drzwi, prowadzce do innych izb, wchodzi, kto chcia, i sala zapenia si niemal do poowy zbrojnymi mami. Wszyscy patrzyli z niezmiern ciekawoci na Juranda rozmawiajc gono i czynic nad nim uwagi. On za widzc ich nabra wanie otuchy, albowiem myla w duszy: "Gdyby Danveld nie chcia dotrzyma tego, co obiecywa, nie wzywaby tylu wiadkw." Tymczasem Danveld skin rk i uciszy rozmowy, po czym da znak jednemu z giermkw, w za zbliy si do Juranda i chwyciwszy doni za powrz otaczajcy jego szyj przycign go o kilka krokw bliej do stou. A Danveld spojrza z tryumfem po obecnych i rzek:- Patrzcie, jako moc Zakonu zwycia zo i pych.- Daj tak Bg zawsze! - odpowiedzieli obecni.Nastaa znw chwila milczenia, po ktrej Danveld zwrci si do jeca: - Ksae Zakon jako pies zapieniony, przeto Bg sprawi, e jako pies stoisz przed nami, z powrozem na szyi, wygldajc aski i zmiowania. - Nie rwnaj mnie z psem, komturze - odrzek Jurand - bo czci ujmujesz tym, ktrzy potykali si ze mn i z mojej rki polegli.Na te sowa szmer powsta midzy zbrojnymi Niemcami: nie wiadomo byo, czy rozgniewaa ich miao odpowiedzi, czy uderzya jej suszno. Lecz komtur nie by rad z takiego obrotu rozmowy, wiec rzek: - Patrzcie, oto tu jeszcze pluje nam w oczy hardoci i pych! A Jurand wycign w gr donie jak czowiek, ktry niebiosa wzywa na wiadki, i odrzek kiwajc gow:- Bg widzi, e moja hardo zostaa za bram tutejsz. Bg widzi i bdzie sdzi, czy habic mj stan rycerski nie pohabilicie si i sami. Jedna jest cze rycerska, ktr kady, kto opasan, szanowa winien. Danveld zmarszczy brwi, ale w tej chwili bazen zamkowy pocz brzka acuchem, na ktrym trzyma niedwiadka, i woa:- Kazanie! kazanie! przyjecha kaznodzieja z Mazowsza! Suchajcie! Kazanie!... Po czym zwrci si do Danvelda:- Panie! - rzek - graf Rosenheim, gdy go dzwonnik za wczenie na kazanie dzwonieniem rozbudzi, kaza mu zje sznur dzwonniczy od wza do wza; ma i w kaznodzieja powrz na szyi - kacie mu go zje, nim kazania dokoczy. I to rzekszy pocz patrze na komtura nieco niespokojnie, nie by bowiem pewien, czy w rozemieje si, czy kae go za niewczesne odezwanie si wysmaga. Lecz bracia zakonni, gadcy, ukadni, a nawet i pokorni, gdy nie poczuwali si w sile, nie znali natomiast adnej miary wobec zwycionych; wic Danveld nie tylko skin gow skomorochowi na znak, e na urgowisko pozwala, lecz i sam wybuchn grubiastwem tak niesychanym, e na twarzach kilku modszych giermkw odbio si zdumienie.- Nie narzekaj, e pohabiono - rzek - bo chobym ci psiarczykiem uczyni, lepszy psiarczy k zakonny ni wasz rycerz!A omielony bazen pocz krzycze:- Przynie zgrzebo, wyczesz mi niedwiedzia, a on ci wzajem kudy ap wyczesze!Na to tu i wdzie ozway si miechy, jaki gos zawoa spoza plecw braci zakonnych:- Latem bdziesz trzcin na jeziorze kosi !- I raki na cierwo owi! - zawoa inny. Trzeci za doda: - A teraz pocznij wrony od wisielcw odgania! Nie zbraknie tu roboty. Tak to oni szydzili ze strasznego im niegdy Juranda. Powoli wesoo ogarna zgromadzenie. Niektrzy wyszedszy zza stou poczli zblia si do jeca, opatrywa go z bliska i mwi: "To jest w dzik ze Spychowa, ktremu nasz komtur ky powybija; pian pewnie ma w pysku; rad by kogo ci, ale nie moe!" Danveld i inni bracia zakonni, ktrzy chcieli z pocztku da posuchaniu jaki uroczysty pozr sdu, widzc, e rzecz obrcia si inaczej, popodnosili si take z aw i pomieszali si z tymi, ktrzy zbliyli si ku Jurandowi. Nie by wprawdzie z tego rad stary Zygfryd z Insburka, ale sam komtur mu rzek: "Rozmarszczcie si, bdzie jeszcze wiksza uciecha!" I poczli take oglda Juranda, gdy to bya sposobno rzadka, albowiem ktry z rycerzy lub knechtw widzia go przedtem tak blisko, ten zwykle zamyka oczy potem na wieki. Wic niektrzy mwili take: "Pleczysty jest, chocia ma kouch pod worem; mona by go grochowinami owin i po jarmarkach prowadza..." Inni za jli woa o piwo., aby dzie sta im si jeszcze weselszy.Jako po chwili zadzwoniy kopiaste dzbace, a ciemna sala wypenia si zapachem spadajcej spod pokryw piany. Rozweselony k... [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl charloteee.keep.pl
tytu: "Krzyacy" (tom II)autor: Henryk SikiewiczSpis TreciROZDZIA I...3ROZDZIA II...10ROZDZIA III...15ROZDZIA IV...20ROZDZIA V...22ROZDZIA VI...29ROZDZIA VII...35ROZDZIA VIII...44ROZDZIA IX...52ROZDZIA X...59ROZDZIA XI...65ROZDZIA XII...83ROZDZIA XIII...86ROZDZIA XIV...89ROZDZIA XV...95ROZDZIA XVI...98ROZDZIA XVII...102ROZDZIA XVIII...107ROZDZIA XIX...111ROZDZIA XX...116ROZDZIA XXI...120ROZDZIA XXII...125ROZDZIA XXIII...131ROZDZIA XXIV...138ROZDZIA XXV...145ROZDZIA XXVI...150ROZDZIA XXVII...155ROZDZIA XXVIII...159ROZDZIA XXIX...161ROZDZIA XXX...166ROZDZIA XXXI...172ROZDZIA XXXII...179ROZDZIA XXXIII...184ROZDZIA XXXIV...190ROZDZIA XXXV...195ROZDZIA XXXVI...198ROZDZIA XXXVII...200ROZDZIA XXXVIIi...202ROZDZIA XXXIX...205ROZDZIA XL...209ROZDZIA XLI...213ROZDZIA XLII...216ROZDZIA XLIII...221ROZDZIA XLIV...224ROZDZIA XLV...227ROZDZIA XLVI...229ROZDZIA XLVII...232ROZDZIA XLVIII...235ROZDZIA XLIX...246ROZDZIA L...260ROZDZIA LI...263ROZDZIA LII...280* * *ROZDZIA IJurand znalazszy si na podwrzu zamkowym nie wiedzia zrazu, dokd i, gdy knecht, ktry go przeprowadzi przez bram, opuci go i uda si ku stajniom. Przy blankach stali wprawdzie odacy, to pojedynczo, to po kilku razem, ale twarze ich byy tak zuchwae, a spojrzenia tak szydercze, i atwo byo rycerzowi odgadn, e mu drogi nie wska, a jeeli na pytanie odpowiedz, to chyba grubiastwem lub zniewag.Niektrzy mieli si pokazujc go sobie palcami; inni poczli na znw miota niegiem, tak samo jak dnia wczorajszego. Lecz on spostrzegszy drzwi wiksze od innych, nad ktrymi wykuty by w kamieniu Chrystus na krzyu, uda si ku nim w mniemaniu, e jeli komtur i starszyzna znajduj si w innej czci zamku lub w innych izbach, to go kto przecie musi z bdnej drogi nawrci. I tak si stao. W chwili gdy Jurand zbliy si do owych drzwi, obie ich poowy otworzyy si nagle i stan przed nimi modzianek z wygolon gow jak klerycy, ale przybrany w sukni wieck, i zapyta:- Wycie, panie, Jurand ze Spychowa?- Jam jest.- Pobony komtur rozkaza mi prowadzi was. Pjdcie za mn. I pocz go wie przez sklepion wielk sie ku schodom. Przy schodach jednak zatrzyma si i obrzuciwszy Juranda oczyma, znw spyta: - Broni za nie macie przy sobie adnej? Kazano mi was obszuka. Jurand podnis do gry oba ramiona, tak aby przewodnik mg dobrze obejrze ca jego posta, i odpowiedzia:- Wczoraj oddaem wszystko.Wwczas przewodnik zniy gos i rzek prawie szeptem:- Tedy strzecie si gniewem wybuchn, bocie pod moc i przemoc. - Ale i pod wol bosk - odpowiedzia Jurand.I to rzekszy spojrza uwaniej na przewodnika, a spostrzegszy w jego twarzy co w rodzaju politowania i wspczucia rzek:- Uczciwo patrzy ci z oczu, pachoku. Odpowiesze mi szczerze na to, o co spytam?- pieszcie si, panie - rzek przewodnik.- Oddadz dziecko za mnie?A modzieniec podnis brwi ze zdziwieniem:- To wasze dziecko tu jest?- Crka.- Owa panna w wiey przy bramie?- Tak jest. Przyrzekli j odesa, jeli im si sam oddam. Przewodnik poruszy rk na znak, e nic nie wie, ale twarz jego wyraaa niepokj i zwtpienie.A Jurand spyta jeszcze:- Prawda-li, e strzeg jej Szomberg i Markwart?- Nie ma tych braci w zamku. Odbierzcie j jednak, panie, nim starosta Danveld ozdrowieje.Usyszawszy to Jurand zadra, ale nie byo ju czasu pyta o nic wicej, gdy doszli do sali na pitrze, w ktrej Jurand mia stan przed obliczem starosty szczytnieskiego. Pachoek otworzywszy drzwi cofn si na powrt ku schodom. Rycerz ze Spychowa wszed i znalaz si w obszernej komnacie, bardzo ciemnej, gdy szklane, oprawne w ow gomki przepuszczay niewiele wiata, a przy tym dzie by zimowy, chmurny. W drugim kocu komnaty pali si wprawdzie na wielkim kominie ogie, ale le wysuszone kody mao daway pomienia. Dopiero po niejakim czasie, gdy oczy Juranda oswoiy si ze zmrokiem, dostrzeg w gbi st i siedzcych za nim rycerzy, a dalej za ich plecami ca gromad zbrojnych giermkw i rwnie zbrojnych knechtw, midzy ktrymi bazen zamkowy trzyma na acuchu oswojonego niedwiedzia.Jurand potyka si niegdy z Danveldem, po czym widzia go dwukrotnie na dworze ksicia mazowieckiego jako posa, ale od tych terminw upyno kilka lat; pozna go jednak pomimo mroku natychmiast i po otyoci, i po twarzy, a wreszcie po tym, e siedzia za stoem w porodku, w porczastym krzele, majc rk ujt w drewniane upki, opart na porczy. Po prawej jego stronie siedzia stary Zygfryd de Lwe z Insburka, nieubagany wrg polskiego plemienia w ogle, a Juranda ze Spychowa w szczeglnoci; po lewej modsi bracia Gotfryd i Rotgier. Danveld zaprosi ich umylnie, aby patrzyli na jego tryumf nad gronym wrogiem, a zarazem nacieszyli si owocami zdrady, ktr na wspk uknuli i do ktrej wykonania dopomogli. Siedzieli wic teraz wygodnie, przybrani w mikkie, z ciemnego sukna szaty, z lekkimi mieczami przy boku - radoni, pewni siebie, spogldajc na Juranda z pych i z tak niezmiern pogard, ktr mieli zawsze w sercach dla sabszych i zwycionych.Dugi czas trwao milczenie, albowiem pragnli si nasyci widokiem ma, ktrego przedtem po prostu si bali, a ktry teraz sta przed nimi ze spuszczon na piersi gow, przybrany w zgrzebny wr pokutniczy, z powrozem u szyi, na ktrym wisiaa pochwa miecza.Chcieli te widocznie, by jak najwiksza liczba ludzi widziaa jego upokorzenie, gdy przez boczne drzwi, prowadzce do innych izb, wchodzi, kto chcia, i sala zapenia si niemal do poowy zbrojnymi mami. Wszyscy patrzyli z niezmiern ciekawoci na Juranda rozmawiajc gono i czynic nad nim uwagi. On za widzc ich nabra wanie otuchy, albowiem myla w duszy: "Gdyby Danveld nie chcia dotrzyma tego, co obiecywa, nie wzywaby tylu wiadkw." Tymczasem Danveld skin rk i uciszy rozmowy, po czym da znak jednemu z giermkw, w za zbliy si do Juranda i chwyciwszy doni za powrz otaczajcy jego szyj przycign go o kilka krokw bliej do stou. A Danveld spojrza z tryumfem po obecnych i rzek:- Patrzcie, jako moc Zakonu zwycia zo i pych.- Daj tak Bg zawsze! - odpowiedzieli obecni.Nastaa znw chwila milczenia, po ktrej Danveld zwrci si do jeca: - Ksae Zakon jako pies zapieniony, przeto Bg sprawi, e jako pies stoisz przed nami, z powrozem na szyi, wygldajc aski i zmiowania. - Nie rwnaj mnie z psem, komturze - odrzek Jurand - bo czci ujmujesz tym, ktrzy potykali si ze mn i z mojej rki polegli.Na te sowa szmer powsta midzy zbrojnymi Niemcami: nie wiadomo byo, czy rozgniewaa ich miao odpowiedzi, czy uderzya jej suszno. Lecz komtur nie by rad z takiego obrotu rozmowy, wiec rzek: - Patrzcie, oto tu jeszcze pluje nam w oczy hardoci i pych! A Jurand wycign w gr donie jak czowiek, ktry niebiosa wzywa na wiadki, i odrzek kiwajc gow:- Bg widzi, e moja hardo zostaa za bram tutejsz. Bg widzi i bdzie sdzi, czy habic mj stan rycerski nie pohabilicie si i sami. Jedna jest cze rycerska, ktr kady, kto opasan, szanowa winien. Danveld zmarszczy brwi, ale w tej chwili bazen zamkowy pocz brzka acuchem, na ktrym trzyma niedwiadka, i woa:- Kazanie! kazanie! przyjecha kaznodzieja z Mazowsza! Suchajcie! Kazanie!... Po czym zwrci si do Danvelda:- Panie! - rzek - graf Rosenheim, gdy go dzwonnik za wczenie na kazanie dzwonieniem rozbudzi, kaza mu zje sznur dzwonniczy od wza do wza; ma i w kaznodzieja powrz na szyi - kacie mu go zje, nim kazania dokoczy. I to rzekszy pocz patrze na komtura nieco niespokojnie, nie by bowiem pewien, czy w rozemieje si, czy kae go za niewczesne odezwanie si wysmaga. Lecz bracia zakonni, gadcy, ukadni, a nawet i pokorni, gdy nie poczuwali si w sile, nie znali natomiast adnej miary wobec zwycionych; wic Danveld nie tylko skin gow skomorochowi na znak, e na urgowisko pozwala, lecz i sam wybuchn grubiastwem tak niesychanym, e na twarzach kilku modszych giermkw odbio si zdumienie.- Nie narzekaj, e pohabiono - rzek - bo chobym ci psiarczykiem uczyni, lepszy psiarczy k zakonny ni wasz rycerz!A omielony bazen pocz krzycze:- Przynie zgrzebo, wyczesz mi niedwiedzia, a on ci wzajem kudy ap wyczesze!Na to tu i wdzie ozway si miechy, jaki gos zawoa spoza plecw braci zakonnych:- Latem bdziesz trzcin na jeziorze kosi !- I raki na cierwo owi! - zawoa inny. Trzeci za doda: - A teraz pocznij wrony od wisielcw odgania! Nie zbraknie tu roboty. Tak to oni szydzili ze strasznego im niegdy Juranda. Powoli wesoo ogarna zgromadzenie. Niektrzy wyszedszy zza stou poczli zblia si do jeca, opatrywa go z bliska i mwi: "To jest w dzik ze Spychowa, ktremu nasz komtur ky powybija; pian pewnie ma w pysku; rad by kogo ci, ale nie moe!" Danveld i inni bracia zakonni, ktrzy chcieli z pocztku da posuchaniu jaki uroczysty pozr sdu, widzc, e rzecz obrcia si inaczej, popodnosili si take z aw i pomieszali si z tymi, ktrzy zbliyli si ku Jurandowi. Nie by wprawdzie z tego rad stary Zygfryd z Insburka, ale sam komtur mu rzek: "Rozmarszczcie si, bdzie jeszcze wiksza uciecha!" I poczli take oglda Juranda, gdy to bya sposobno rzadka, albowiem ktry z rycerzy lub knechtw widzia go przedtem tak blisko, ten zwykle zamyka oczy potem na wieki. Wic niektrzy mwili take: "Pleczysty jest, chocia ma kouch pod worem; mona by go grochowinami owin i po jarmarkach prowadza..." Inni za jli woa o piwo., aby dzie sta im si jeszcze weselszy.Jako po chwili zadzwoniy kopiaste dzbace, a ciemna sala wypenia si zapachem spadajcej spod pokryw piany. Rozweselony k... [ Pobierz całość w formacie PDF ]