262(1), 1. (1 - 399)
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Alistair MacLean"Z�ote wrota"PRZE�O�Y� JERZY �EBROWSKITytu� orygina�u angielskiegoTHE GOLDEN GATEWYDAWNICTWOMINISTERSTWAOBRONYNARODOWEJWarszawa 1990ISBN 83-11-07714-2T�umacz dedykuje polsk� edycj� "Z�otychWr�t" pami�ci p�k. Stanis�awa Je�y�skiego,mi�o�nika tw�rczo�ci MacLeana, kierowni-ka Redakcji Literatury Pi�knej Wydawni-ctwa MON, zmar�ego tragicznie w dniu,w kt�rym niniejszy przek�ad mia� trafi� doJego r�k.ROZDZIA� IAkcja wymaga�a i�cie saperskiej precyzji. Musia�a dor�wna�, je�li nie skali, to dba�o�ci o najdrobniejszy szczeg�, operacji l�dowania aliant�w podczas wojny w Europie. Tak w�a�nie si� sta�o. Wszystko nale�a�o przygotowa� w pe�nej konspiracji i tajemnicy. Dopilnowano tego. Niezb�dne by�o skoordynowanie dzia�a� do u�amka sekundy. I to osi�gni�to. Wszystkich ludzi nale�a�o wielokrotnie wypr�bowa� i szkoli� tak d�ugo, dop�ki nie grali swych r�l bezb��dnie i automatycznie. Tak w�a�nie ich przeszkolono. Trzeba by�o uwzgl�dni� ka�d� ewentualno��, ka�de mo�liwe odchylenie od planu. Zadbano i o to. Wiara w powodzenie akcji, niezale�nie od trudno�ci i nieoczeki-wanych zdarze�, musia�a by� absolutna. I by�a.Szef grupy, Peter Branson, wprost emanowa� pewno�ci� siebie. Mia� trzydzie�ci osiem lat, metr osiemdziesi�t wzrostu, by� dobrze zbudowanym brunetem o mi�ej powierzchowno�ci, z grymasem wiecznego u�miechu na ustach i jasnoniebieskimi oczami, kt�re od lat ju� nie potrafi�y si� �mia�. Mia� na sobie mundur policyjny, ale policjantem nie by�. Podobnie jak �aden z jedenastu m�czyzn, zebranych w opusz-czonym gara�u dla ci�ar�wek niedaleko brzeg�w jeziora Merced, w p� drogi mi�dzy Da�y City na po�udniu a San Francisco na p�-nocy, chocia� trzech z nich nosi�o takie same mundury jak Branson.Jedyny stoj�cy tam pojazd sprawia� sm�tne wra�enie, jakby znaj-dowa� si� nie na swoim miejscu w tej b�d� co b�d� zwyk�ej, po-zbawionej wr�t szopie. By� to autobus, cho� zgodnie z og�lnie przyj�tymi kryteriami trudno by go okre�li� tym mianem. G�rn� cz�� bogato l�ni�cego kolosa, je�li nie liczy� skrzy�owanych wspornik�w z nierdzewnej stali, zbudowano w ca�o�ci z lekko przyciemnionegoszk�a. Pojazd nie mia� normalnych siedze�. Znajdowa�o si� w nimoko�o trzydziestu foteli obrotowych, przytwierdzonych do pod�ogi, aleporozstawianych z pozoru bez�adnie. W ich szerokich bocznych opar-ciach umieszczono wysuwane blaty, jakie s�u�� do podawania posi�-k�w w samolotach. Z ty�u pojazdu by�a toaleta i doskonale zaopa-trzony barek. Za barkiem znajdowa� si� pomost obserwacyjny, kt�re-go pod�og� chwilowo usuni�to, ods�aniaj�c przepastny baga�nik. By�wype�niony niemal w ca�o�ci, ale nie baga�em. Ogromne wn�trze,:szerokie na ponad dwa metry i tak samo d�ugie, mie�ci�o mi�dzyinnymi: dwie pr�dnice elektryczne na benzyn�, dwa reflektory dwu-dziestocalowe i wiele mniejszych, dwie sztuki bardzo "dziwnie wy-gl�daj�cej broni w kszta�cie pocisku na tr�jnogu, pistolety maszyno-we, du�� nie oznakowan� drewnian� skrzyni�, cztery mniejsze skrzyn-ki, tak�e z drewna, ale impregnowanego, oraz rozmaite inne przed-mioty, spo�r�d kt�rych szczeg�lnie rzuca�y si� w oczy du�e zwoje lin.Ludzie Bransona wci�� jeszcze �adowali.Autobus, jeden z sze�ciu w og�le wyprodukowanych, kosztowa�Bransona dziewi��dziesi�t tysi�cy dolar�w, ale bior�c pod uwag� cel,do kt�rego zamierza� go wykorzysta�, uwa�a� to za drobn� inwestycj�.Firmie w Detroit oznajmi�, �e kupuje pojazd na �yczenie milionera,kt�ry pragnie unikn�� rozg�osu, a przy tym jest ekscentrykiem i chcemie� autobus pomalowany na ��to. Rzeczywi�cie, kiedy go dostar-czono, by� ��ty. Teraz l�ni� nieskaziteln� biel�.Dwa z pozosta�ych pi�ciu autobus�w zakupili najprawdziwsi eks-trawertyczni milionerzy, kt�rzy zamierzali je wykorzystywa� podczasswych luksusowych wakacyjnych woja�y. Oba pojazdy mia�y tylnerampy, gdzie mie�ci�y si� mini-samochody. Oba, najprawdopodobniej,pozostawa� b�d� przez jakie� pi��dziesi�t tygodni w roku w specjalniezbudowanych gara�ach.Dalsze trzy autobusy zakupi� rz�d.Jeszcze nie �wita�o.Trzy bia�e autobusy sta�y w gara�u w �r�dmie�ciu San Francisco.-Du�e przesuwane drzwi by�y zamkni�te,i zaryglowane. Na le�akuw rogu spa� spokojnie m�czyzna w cywilu, bezw�adnymi d�o�miprzytrzymuj�c na kolanach karabin z odci�t� luf�. Drzema�, kiedyzjawi�o si� dw�ch intruz�w i teraz trwa� w b�ogiej nie�wiadomo�ci, �eoto zapad� w jeszcze g��bszy sen, wdychaj�cbezwiednie gaz z roz-pylacza. Obudzi si� za godzin�, r�wnie nie�wiadomy tego, co si�wydarzy�o, i z ca�� pewno�ci� nie przyzna si� zwierzchnikom, �e jegoczujno�� zosta�a nieco u�piona.Wszystkie trzy autobusy, przynajmniej zewn�trznie, nie r�ni�y si�od zakupionego przez Bransona, chocia� �rodkowy mia� dwie szcze-g�lne cechy, z kt�rych jedna tylko by�a widoczna. Wa�y� o dwie tonywi�cej ni� pozosta�e, bo szk�o kuloodporne jest o wiele ci�sze ni�zwyk�e, a w owych autobusach z szybami panoramicznymi stosowanoogromne szklane tafle. Przy tym jego wn�trze stanowi�o zaiste ilustra-cj� marzenia sybaryty. Czeg� zreszt� innego mo�na si� spodziewa�w poje�dzie przeznaczonym do osobistego u�ytku g�owy pa�stwa?Autobus prezydenta wyposa�ono w dwie du�e, stoj�ce naprzeciwsiebie sofy, tak g��bokie, mi�kkie i wygodne, �e cz�owiek z nadwag�,kt�remu nie brakowa�o przezorno�ci, powinien by� pomy�le� dwarazy, nim zag��bi� si� w jednej z nich, bo powr�t do pozycji pionowejmusia� wymaga� ogromnej si�y woli albo u�ycia d�wigu. Znajdowa�ysi� tam te� cztery fotele o podobnej, zdradliwie kusz�cej konstrukcji.I to by�o wszystko, je�li chodzi o miejsca do siedzenia. By�y tam r�w-nie� przemy�lnie ukryte kurki z lodowato zimn� wod�, par� poroz-stawianych miedzianych stolik�w do kawy i l�ni�ce, poz�acane wazo-ny, kt�re czeka�y na codzienn� dostaw� �wie�ych kwiat�w. Dalejznajdowa�a si� toaleta i bar, kt�rego pojemne ch�odziarki w tychszczeg�lnych i niezwyk�ych okoliczno�ciach wype�niono g��wnie so-kami owocowymi i napojami bezalkoholowymi, co stanowi�o uk�onw stron� honorowych go�ci prezydenta, kt�rzy byli Arabami i mu-zu�manami.Jeszcze dalej, w oszklonej kabinie zajmuj�cej ca�� szeroko�� auto-busu, mie�ci�o si� centrum ��czno�ci - labirynt zminiaturyzowanychsystem�w elektronicznych - stale obs�ugiwane, gdy tylko prezydentby� na miejscu. Podobno instalacja ta kosztowa�a wi�cej ni� sampojazd. Opr�cz systemu radiotelefon�w, za pomoc� kt�rych mo�naby�o skontaktowa� si� z dowolnym miejscem na Ziemi, znajdowa� si�tam rz�d r�nokolorowych guzik�w w szklanej obudowie, daj�cej si�otworzy� tylko za pomoc� specjalnego klucza. Guzik�w tych by�opi��. Naciskaj�c pierwszy uzyskiwa�o si� natychmiastowe po��czeniez Bia�ym Domem w Waszyngtonie- Drugi ��czy� z Pentagonem, trzeci- z dow�dztwem strategicznych si� powietrznych, czwarty z Moskw�,a pi�ty z Londynem. Prezydent nie tylko musia� by� w sta�ymkontakcie ze swymi si�ami zbrojnymi, ale chronicznie cierpia� na"chorob� telefoniczn�", i to do tego stopnia, �e mia� wewn�trzn� lini�prowadz�c� z miejsca, gdzie zwykle siedzia� w autobusie, do kabiny��czno�ci z ty�u.Intruz�w interesowa� jednak nie ten autobus, lecz stoj�cy na lewood niego. Weszli przednimi drzwiami i natychmiast odsun�li metalow�pokryw� obok siedzenia kierowcy. Jeden z m�czyzn po�wieci� w d�latark�. Najwyra�niej od razu znalaz� to, czego szuka�, bo wyci�gn��r�k� ku g�rze i odebra� od swego towarzysza co�, co wygl�da�o jakpolietylenowa torba z kitem, do kt�rej by� przymocowany metalowycylinder o d�ugo�ci siedmiu centymetr�w i �rednicy najwy�ej trzech.Przymocowa� to wszystko dok�adnie przylepcem do metalowegowspornika. Wygl�da�o na to, �e wie, co robi. I rzeczywi�cie. Szczup-�y, trupio blady Reston by� znanym specjalist� od materia��w wybu-chowych.M�czy�ni przeszli na ty� autobusu i udali si� za bar. Reston wszed�na sto�ek, odsun�� drzwiczki g�rnej szafki i obejrza� butelki z al-koholem. Co, jak co, ale pragnienie nie mog�o dokucza� ludziomprezydenta. W stojakach tkwi�y pionowo dwa rz�dy butelek. W pierw-szych dziesi�ciu od lewej, ustawionych po pi�� w szeregu, by� bourboni szkocka. Reston pochyli� si�, przejrza� zawarto�ci butelek stoj�cychpod szafk� i stwierdzi�, �e te na dole odpowiada�y dok�adnie tymw �rodku i by�y r�wnie pe�ne. Wydawa�o si� nieprawdopodobne, �ebyw najbli�szym czasie ktokolwiek zainteresowa� si� wn�trzem szafki.Reston wyj�� z okr�g�ych otwor�w pierwszych dziesi�� buteleki poda� je swemu towarzyszowi. Ten postawi� pi�� na kontuarze,a pozosta�e w�o�y� do brezentowej torby, najwyra�niej przyniesionejw tym celu. Nast�pnie wr�czy� Restonowi dziwnie wygl�daj�cy przy-rz�d, kt�ry sk�ada� si� z trzech cz�ci: niewielkiego cylindra, podob-nego do tego,-jaki za�o�yli z przodu pojazdu, urz�dzenia w kszta�cieula o wysoko�ci najwy�ej pi�ciu centymetr�w i takiej�e �rednicy orazczego�, co bardzo przypomina�o wygl�dem ga�nic� samochodow�, z t�istotn� r�nic�, �e g�owic� sporz�dzono z plastiku. Dwa ostatnieprzedmioty by�y przymocowane drutami do cylindra."Ul" mia� u do�u gumow� przyssawk�, ale Reston, najwyra�niej niewykazuj�c zbytniego zaufania do przyssawek, wyj�� tubk� szybko-schn�cego kleju i posmarowa� obficie podstaw� urz�dzenia. Potemdocisn�� je mocno do tylnej �cianki szafki, umocowa� przylepcem dodu�ego i ma�ego cylindra, a ca�o�� do wewn�trznego rz�du okr�g�ychotwor�w, w kt�rych tkwi�y butelki. Pi�� butelek stoj�cych z przoduwr�ci�o na swoje miejsca. Urz�dzenie by�o ca�kowicie niewidoczne.Zasun�� drzwiczki, odstawi� sto�ek i razem ze swym towarzyszem wy-siad� z autobusu. Stra�nik wci�� spokojnie spa�. Obaj m�czy�ni wyszlitymi samymi bocznymi drzwiami, przez kt�re wcze�niej wchodzili, poczym zamkn�li je na klucz. Reston wyj�� kr�tkofal�wk�.- P1? - zapyta�.Wzmocniony g�os pop�yn�� czysto z g�o�nika zainstalowanego w ta-blicy rozdzielczej autobusu, kt�ry sta� w gara�u na p�noc od DalyCity. Branson w��czy� aparat.- S�ucham.- W porz�dku.- Dobrze.W g�osie Bransona nie by�o podniecenia. Nic dziwnego. Po sze�ciutygodniach intensywnych pr... [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl charloteee.keep.pl
Alistair MacLean"Z�ote wrota"PRZE�O�Y� JERZY �EBROWSKITytu� orygina�u angielskiegoTHE GOLDEN GATEWYDAWNICTWOMINISTERSTWAOBRONYNARODOWEJWarszawa 1990ISBN 83-11-07714-2T�umacz dedykuje polsk� edycj� "Z�otychWr�t" pami�ci p�k. Stanis�awa Je�y�skiego,mi�o�nika tw�rczo�ci MacLeana, kierowni-ka Redakcji Literatury Pi�knej Wydawni-ctwa MON, zmar�ego tragicznie w dniu,w kt�rym niniejszy przek�ad mia� trafi� doJego r�k.ROZDZIA� IAkcja wymaga�a i�cie saperskiej precyzji. Musia�a dor�wna�, je�li nie skali, to dba�o�ci o najdrobniejszy szczeg�, operacji l�dowania aliant�w podczas wojny w Europie. Tak w�a�nie si� sta�o. Wszystko nale�a�o przygotowa� w pe�nej konspiracji i tajemnicy. Dopilnowano tego. Niezb�dne by�o skoordynowanie dzia�a� do u�amka sekundy. I to osi�gni�to. Wszystkich ludzi nale�a�o wielokrotnie wypr�bowa� i szkoli� tak d�ugo, dop�ki nie grali swych r�l bezb��dnie i automatycznie. Tak w�a�nie ich przeszkolono. Trzeba by�o uwzgl�dni� ka�d� ewentualno��, ka�de mo�liwe odchylenie od planu. Zadbano i o to. Wiara w powodzenie akcji, niezale�nie od trudno�ci i nieoczeki-wanych zdarze�, musia�a by� absolutna. I by�a.Szef grupy, Peter Branson, wprost emanowa� pewno�ci� siebie. Mia� trzydzie�ci osiem lat, metr osiemdziesi�t wzrostu, by� dobrze zbudowanym brunetem o mi�ej powierzchowno�ci, z grymasem wiecznego u�miechu na ustach i jasnoniebieskimi oczami, kt�re od lat ju� nie potrafi�y si� �mia�. Mia� na sobie mundur policyjny, ale policjantem nie by�. Podobnie jak �aden z jedenastu m�czyzn, zebranych w opusz-czonym gara�u dla ci�ar�wek niedaleko brzeg�w jeziora Merced, w p� drogi mi�dzy Da�y City na po�udniu a San Francisco na p�-nocy, chocia� trzech z nich nosi�o takie same mundury jak Branson.Jedyny stoj�cy tam pojazd sprawia� sm�tne wra�enie, jakby znaj-dowa� si� nie na swoim miejscu w tej b�d� co b�d� zwyk�ej, po-zbawionej wr�t szopie. By� to autobus, cho� zgodnie z og�lnie przyj�tymi kryteriami trudno by go okre�li� tym mianem. G�rn� cz�� bogato l�ni�cego kolosa, je�li nie liczy� skrzy�owanych wspornik�w z nierdzewnej stali, zbudowano w ca�o�ci z lekko przyciemnionegoszk�a. Pojazd nie mia� normalnych siedze�. Znajdowa�o si� w nimoko�o trzydziestu foteli obrotowych, przytwierdzonych do pod�ogi, aleporozstawianych z pozoru bez�adnie. W ich szerokich bocznych opar-ciach umieszczono wysuwane blaty, jakie s�u�� do podawania posi�-k�w w samolotach. Z ty�u pojazdu by�a toaleta i doskonale zaopa-trzony barek. Za barkiem znajdowa� si� pomost obserwacyjny, kt�re-go pod�og� chwilowo usuni�to, ods�aniaj�c przepastny baga�nik. By�wype�niony niemal w ca�o�ci, ale nie baga�em. Ogromne wn�trze,:szerokie na ponad dwa metry i tak samo d�ugie, mie�ci�o mi�dzyinnymi: dwie pr�dnice elektryczne na benzyn�, dwa reflektory dwu-dziestocalowe i wiele mniejszych, dwie sztuki bardzo "dziwnie wy-gl�daj�cej broni w kszta�cie pocisku na tr�jnogu, pistolety maszyno-we, du�� nie oznakowan� drewnian� skrzyni�, cztery mniejsze skrzyn-ki, tak�e z drewna, ale impregnowanego, oraz rozmaite inne przed-mioty, spo�r�d kt�rych szczeg�lnie rzuca�y si� w oczy du�e zwoje lin.Ludzie Bransona wci�� jeszcze �adowali.Autobus, jeden z sze�ciu w og�le wyprodukowanych, kosztowa�Bransona dziewi��dziesi�t tysi�cy dolar�w, ale bior�c pod uwag� cel,do kt�rego zamierza� go wykorzysta�, uwa�a� to za drobn� inwestycj�.Firmie w Detroit oznajmi�, �e kupuje pojazd na �yczenie milionera,kt�ry pragnie unikn�� rozg�osu, a przy tym jest ekscentrykiem i chcemie� autobus pomalowany na ��to. Rzeczywi�cie, kiedy go dostar-czono, by� ��ty. Teraz l�ni� nieskaziteln� biel�.Dwa z pozosta�ych pi�ciu autobus�w zakupili najprawdziwsi eks-trawertyczni milionerzy, kt�rzy zamierzali je wykorzystywa� podczasswych luksusowych wakacyjnych woja�y. Oba pojazdy mia�y tylnerampy, gdzie mie�ci�y si� mini-samochody. Oba, najprawdopodobniej,pozostawa� b�d� przez jakie� pi��dziesi�t tygodni w roku w specjalniezbudowanych gara�ach.Dalsze trzy autobusy zakupi� rz�d.Jeszcze nie �wita�o.Trzy bia�e autobusy sta�y w gara�u w �r�dmie�ciu San Francisco.-Du�e przesuwane drzwi by�y zamkni�te,i zaryglowane. Na le�akuw rogu spa� spokojnie m�czyzna w cywilu, bezw�adnymi d�o�miprzytrzymuj�c na kolanach karabin z odci�t� luf�. Drzema�, kiedyzjawi�o si� dw�ch intruz�w i teraz trwa� w b�ogiej nie�wiadomo�ci, �eoto zapad� w jeszcze g��bszy sen, wdychaj�cbezwiednie gaz z roz-pylacza. Obudzi si� za godzin�, r�wnie nie�wiadomy tego, co si�wydarzy�o, i z ca�� pewno�ci� nie przyzna si� zwierzchnikom, �e jegoczujno�� zosta�a nieco u�piona.Wszystkie trzy autobusy, przynajmniej zewn�trznie, nie r�ni�y si�od zakupionego przez Bransona, chocia� �rodkowy mia� dwie szcze-g�lne cechy, z kt�rych jedna tylko by�a widoczna. Wa�y� o dwie tonywi�cej ni� pozosta�e, bo szk�o kuloodporne jest o wiele ci�sze ni�zwyk�e, a w owych autobusach z szybami panoramicznymi stosowanoogromne szklane tafle. Przy tym jego wn�trze stanowi�o zaiste ilustra-cj� marzenia sybaryty. Czeg� zreszt� innego mo�na si� spodziewa�w poje�dzie przeznaczonym do osobistego u�ytku g�owy pa�stwa?Autobus prezydenta wyposa�ono w dwie du�e, stoj�ce naprzeciwsiebie sofy, tak g��bokie, mi�kkie i wygodne, �e cz�owiek z nadwag�,kt�remu nie brakowa�o przezorno�ci, powinien by� pomy�le� dwarazy, nim zag��bi� si� w jednej z nich, bo powr�t do pozycji pionowejmusia� wymaga� ogromnej si�y woli albo u�ycia d�wigu. Znajdowa�ysi� tam te� cztery fotele o podobnej, zdradliwie kusz�cej konstrukcji.I to by�o wszystko, je�li chodzi o miejsca do siedzenia. By�y tam r�w-nie� przemy�lnie ukryte kurki z lodowato zimn� wod�, par� poroz-stawianych miedzianych stolik�w do kawy i l�ni�ce, poz�acane wazo-ny, kt�re czeka�y na codzienn� dostaw� �wie�ych kwiat�w. Dalejznajdowa�a si� toaleta i bar, kt�rego pojemne ch�odziarki w tychszczeg�lnych i niezwyk�ych okoliczno�ciach wype�niono g��wnie so-kami owocowymi i napojami bezalkoholowymi, co stanowi�o uk�onw stron� honorowych go�ci prezydenta, kt�rzy byli Arabami i mu-zu�manami.Jeszcze dalej, w oszklonej kabinie zajmuj�cej ca�� szeroko�� auto-busu, mie�ci�o si� centrum ��czno�ci - labirynt zminiaturyzowanychsystem�w elektronicznych - stale obs�ugiwane, gdy tylko prezydentby� na miejscu. Podobno instalacja ta kosztowa�a wi�cej ni� sampojazd. Opr�cz systemu radiotelefon�w, za pomoc� kt�rych mo�naby�o skontaktowa� si� z dowolnym miejscem na Ziemi, znajdowa� si�tam rz�d r�nokolorowych guzik�w w szklanej obudowie, daj�cej si�otworzy� tylko za pomoc� specjalnego klucza. Guzik�w tych by�opi��. Naciskaj�c pierwszy uzyskiwa�o si� natychmiastowe po��czeniez Bia�ym Domem w Waszyngtonie- Drugi ��czy� z Pentagonem, trzeci- z dow�dztwem strategicznych si� powietrznych, czwarty z Moskw�,a pi�ty z Londynem. Prezydent nie tylko musia� by� w sta�ymkontakcie ze swymi si�ami zbrojnymi, ale chronicznie cierpia� na"chorob� telefoniczn�", i to do tego stopnia, �e mia� wewn�trzn� lini�prowadz�c� z miejsca, gdzie zwykle siedzia� w autobusie, do kabiny��czno�ci z ty�u.Intruz�w interesowa� jednak nie ten autobus, lecz stoj�cy na lewood niego. Weszli przednimi drzwiami i natychmiast odsun�li metalow�pokryw� obok siedzenia kierowcy. Jeden z m�czyzn po�wieci� w d�latark�. Najwyra�niej od razu znalaz� to, czego szuka�, bo wyci�gn��r�k� ku g�rze i odebra� od swego towarzysza co�, co wygl�da�o jakpolietylenowa torba z kitem, do kt�rej by� przymocowany metalowycylinder o d�ugo�ci siedmiu centymetr�w i �rednicy najwy�ej trzech.Przymocowa� to wszystko dok�adnie przylepcem do metalowegowspornika. Wygl�da�o na to, �e wie, co robi. I rzeczywi�cie. Szczup-�y, trupio blady Reston by� znanym specjalist� od materia��w wybu-chowych.M�czy�ni przeszli na ty� autobusu i udali si� za bar. Reston wszed�na sto�ek, odsun�� drzwiczki g�rnej szafki i obejrza� butelki z al-koholem. Co, jak co, ale pragnienie nie mog�o dokucza� ludziomprezydenta. W stojakach tkwi�y pionowo dwa rz�dy butelek. W pierw-szych dziesi�ciu od lewej, ustawionych po pi�� w szeregu, by� bourboni szkocka. Reston pochyli� si�, przejrza� zawarto�ci butelek stoj�cychpod szafk� i stwierdzi�, �e te na dole odpowiada�y dok�adnie tymw �rodku i by�y r�wnie pe�ne. Wydawa�o si� nieprawdopodobne, �ebyw najbli�szym czasie ktokolwiek zainteresowa� si� wn�trzem szafki.Reston wyj�� z okr�g�ych otwor�w pierwszych dziesi�� buteleki poda� je swemu towarzyszowi. Ten postawi� pi�� na kontuarze,a pozosta�e w�o�y� do brezentowej torby, najwyra�niej przyniesionejw tym celu. Nast�pnie wr�czy� Restonowi dziwnie wygl�daj�cy przy-rz�d, kt�ry sk�ada� si� z trzech cz�ci: niewielkiego cylindra, podob-nego do tego,-jaki za�o�yli z przodu pojazdu, urz�dzenia w kszta�cieula o wysoko�ci najwy�ej pi�ciu centymetr�w i takiej�e �rednicy orazczego�, co bardzo przypomina�o wygl�dem ga�nic� samochodow�, z t�istotn� r�nic�, �e g�owic� sporz�dzono z plastiku. Dwa ostatnieprzedmioty by�y przymocowane drutami do cylindra."Ul" mia� u do�u gumow� przyssawk�, ale Reston, najwyra�niej niewykazuj�c zbytniego zaufania do przyssawek, wyj�� tubk� szybko-schn�cego kleju i posmarowa� obficie podstaw� urz�dzenia. Potemdocisn�� je mocno do tylnej �cianki szafki, umocowa� przylepcem dodu�ego i ma�ego cylindra, a ca�o�� do wewn�trznego rz�du okr�g�ychotwor�w, w kt�rych tkwi�y butelki. Pi�� butelek stoj�cych z przoduwr�ci�o na swoje miejsca. Urz�dzenie by�o ca�kowicie niewidoczne.Zasun�� drzwiczki, odstawi� sto�ek i razem ze swym towarzyszem wy-siad� z autobusu. Stra�nik wci�� spokojnie spa�. Obaj m�czy�ni wyszlitymi samymi bocznymi drzwiami, przez kt�re wcze�niej wchodzili, poczym zamkn�li je na klucz. Reston wyj�� kr�tkofal�wk�.- P1? - zapyta�.Wzmocniony g�os pop�yn�� czysto z g�o�nika zainstalowanego w ta-blicy rozdzielczej autobusu, kt�ry sta� w gara�u na p�noc od DalyCity. Branson w��czy� aparat.- S�ucham.- W porz�dku.- Dobrze.W g�osie Bransona nie by�o podniecenia. Nic dziwnego. Po sze�ciutygodniach intensywnych pr... [ Pobierz całość w formacie PDF ]