221, 1. (1 - 399)
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
tytu�: "Pi�te przez dziesi�te - wspomnienia warszawskie"autor: Stefan Wiechecki (Wiech)tekst wklepa�: dunder@kki.net.pl- BibliotekaSyrenki- ILUSTROWA� JERZY �ARUBA- Pa�stwowy Instytut WydawniczySPIS RZECZYOd autoraNa tamtych ulicachPo�kn��em bakcyl teatruPan dyrektor - to ja"Gliny id�!"A mo�e by tak - dziennikarstwo?Kariera szemranej mowyW "greckim" s�dzieZamiast kawioru - dzwonekM�j sobowt�r - Gieniek Kopyci�szczakKiepura i gorzkie migda�yPami�tne spotkania"Pod dw�jk�"Mikado �miechuPierwsza ksi��ka'Laury i kopniaki"No to ci powiem""Ostatnia szansa"Humor ulicySylwester�miech i �mier�Powstanie wszystko zmieni�oImieniny w Pruszkowie"Pi�� patyk�w""Jeszcze si� pan naczytasz"I zn�w "Expresiak"Rotszyld mnie ratujeW�a�ciciel szpitalaPowr�t do �ycia rodzinnego spotka� autorskichSzpagatowa inteligencjaJak mi si� uda�o nie zosta� radnymKocha�Sk�d si� wzi�� Maniu� KitajecPoznaj� �ywego Piecyka"Prosimy o jasne piwo"Miasto szalejeBia�y pawLiterat w hoteluBiskup czyta lepiej"Ale� ja nie pij�!""Marzy�am o poznaniu pana"Lipa, nie mg�aOd Nowego Br�dna do Nowego Jorku* * *NA TAMTYCH ULICACHW�a�ciwie powinienem teraz by� jakim� emerytowanym genera�em brygady lub co najmniej kapitanem piechoty, oczywi�cie te� na rencie. Dziecinne lata moje bowiem up�ywa�y w atmosferze bojowo-patriotycznej, w cieniu powsta� narodowych, w ogniu walk rewolucyjnych roku 1905. Cie� powstania listopadowego zaci��y� ju� nad moim urodzeniem, gdy� przyszed�em na ten �wiat w ma�ym domku na Woli, na wprost ko�ci�ka Sowi�skiego. Rodzice moi opu�cili to historyczne s�siedztwo, kiedy mia�em chyba co� z p�tora roku, wi�c o bohaterskiej �mierci genera�a i walkach na wolskiej reducie dowiedzia�em si� znacznie p�niej, ale co� tam widocznie wsi�k�o w dusz� oseska, bo nies�ychanie potem by�em dumny ze swego miejsca urodzenia i na wa�ach reduty sp�dza�em liczne wagary w latach szkolnych. Le��c w bujnej trawie rozpami�tywa�em przebieg ostatniej bitwy tego powstania i w wyobra�ni bra�em w niej czynny udzia� jako adiutant jednonogiego dow�dcy. Z bohaterami roku 1863 mia�em ju� kontakt osobisty. Wielu z nich �y�o w�wczas, znajdowa�o si� w moim otoczeniu. W oficynie domu przy ulicy Wielkiej, gdzie mieszkali�my po wyprowadzeniu si� z Woli, mia� na antresoli ma�y warsztacik szewc, pan Dobrosielski. Lubi�em tam przesiadywa� s�uchaj�c wspomnie� o powstaniu, w kt�rym pan Dobrosielski bra� udzia�. W barwnych jego opowie�ciach, bo mia� stary �atacz but�w rzadki dar opowiadania, od�ywa�y bitwy pod Ma�ogoszcz�, Rudnikami i Radomiem. Wszystko to, opowiadane soczyst�, najczystsz� gwar� warszawsk� XIX wieku, zapada�o wraz z t� gwar� w dusz� i pami�� dziesi�cioletniego ch�opaka, kt�ry kry� si� tutaj, w szewskim warsztaciku, przed argusowym okiem pani Zofii, korepetytorki, na pr�no go poszukuj�cej po ca�ym podw�rzu tej ogromnej posesji. Ale jeszcze przedtem inny bohater powstania pojawi� si� na horyzoncie mojego �ycia. By� to tak zwany dziadek Byszewski. W roku 1904 chyba, po urodzeniu si� nast�pcy tronu rosyjskiego, car Miko�aj II og�osi� amnesti� dla pozosta�ych jeszcze przy �yciu zes�a�c�w z roku 1863 przebywaj�cych na Syberii. Wr�ci� te� w�wczas kuzyn mego ojca, dziadek Byszewski, kt�ry znalaz� si� na Syberii jako dwudziestoletni m�odzieniec. Teraz mia� lat sze��dziesi�t par�, przestrzelon� podczas usi�owania ucieczki przez rzek� Jenisej nog� i zami�owanie do wysokoprocentowych napoj�w rozgrzewaj�cych. Wr�ci� do oczekuj�cej go przez lat czterdzie�ci �ony, z kt�r� rozdzielono go w p� roku po �lubie. Pami�tam babci� Byszewsk�. By�a to rumiana siwow�osa staruszka pe�na �yciowego wigoru, nie mog�ca si� pogodzi� z drobnymi przyzwyczajeniami swego cudem odzyskanego m�a. W wypadku takiej rodzinnej scysji dziadek Byszewski ukrywa� si� przed zrz�dzeniem ma��onki u nas. Podczas nieobecno�ci zaj�tych prac� naszych rodzic�w dotrzymywa� towarzystwa mnie i memu o p�tora roku starszemu bratu, Edmundowi. Bardzo lubili�my wizyty dziadka Byszewskiego. Uzbrojeni przez niego w kije od szczotek, przechodzili�my przeszkolenie wojskowe. Dziadek Byszewski stawa� przed nami wyci�gni�ty jak struna i podawa� komend�: - Smirna!Oznacza�o to: "Baczno��!" Stary powstaniec po latach katorgi i zes�ania zapomnia� brzmienia polskiej komendy wojskowej, ale nam to nie przeszkadza�o. Sprawnie porusza�y si� kije w r�kach przysz�ych �o�nierzy przysz�ego wojska polskiego w takt rosyjskich rozkaz�w. Do marze� o karierze wojskowej w przysz�o�ci do��czy�y si� wkr�tce aspiracje aktorsko-autorskie. A dosz�o do tego w nast�puj�cy spos�b. Kamienica przy ulicy Wielkiej 45 by�a wielk� skrzyni� czynszow�, zamieszkiwa�o j� ze stu chyba lokator�w, obdarzonych przez los licznym przych�wkiem, stanowi�cym pierwszych moich towarzyszy zabaw podw�rzowych i utrapienie miejscowego dozorcy, stylowego warszawskiego ciecia, zwanego poufale Wicu� Pijus. Przez owego Wicusia, jak pseudonim wskazuje, znajduj�cego si� przewa�nie na tak zwanym gazomierzu, pozna�em tajniki warszawskiej mowy wi�zanej. By� on jednym z pierwszych moich wyk�adowc�w nadwi�la�skiego dialektu. Kr�tkie, ale kunsztowne jego przem�wienia umoralniaj�ce spe�nia�y wobec wrzeszcz�cej na podw�rzu dzieciarni t� mniej wi�cej rol�, co obecnie �liczne telewizyjne wierszyki pana Duriasza czy urocze wyst�py Jacka i Agatki. Zagania�y nas do ��ek z tym samym chyba skutkiem. Musz� tu stwierdzi�, �e ka�de z jego wyra�e� stanowi� by mog�o prawdziw� ozdob� "S�ownika Wyraz�w Zel�ywych" profesora Wieczorkiewicza. Profesora jednak nie by�o jeszcze na �wiecie, a ja mia�em chyba ze siedem lat. Jednak per�y te mocno utkwi�y mi w pami�ci i pomog�y w p�niejszej pracy mi�o�nika i odtw�rcy w pi�mie gwary naszego miasta. Ale nie brakowa�o i innych okazji. Oto kiedy� zesz�y si� na naszym podw�rku dwa zespo�y magik�w z dywanikami. W jednym z nich g��wn� atrakcj� stanowi� "Cz�owiek-W��", drugi chlubi� si� gwiazd� wyst�puj�c� jako "Kobieta-Krzes�o, czyli tajemnicze zjawisko dwudziestego pierwszego wieku". �aden z dyrektor�w nie chcia� ust�pi� i zacz�o si� ku uciesze lokator�w podw�jne przedstawienie. Dwie katarynki gra�y r�ne melodie. "Cz�owiek-W��" wi� si� ko�o trzepaka, "Kobieta-Krzes�o" cudownie znika�a pod tajemnicz� zas�on�. Dopiero przy zbieraniu pieni�dzy nast�pi� konflikt mi�dzy dyrektorami, kt�rzy m�wili do siebie przejmuj�cym szeptem: - Id��e� ty, lebiego niewidymko, co na puc nabierasz publikie. Ca�a forsa mnie si� nale�y. Na Felka Minogie nikt nie patrzy, bo za du�o wsuwa, walizka mu uros�a i na "Cz�owieka-W�a" wcale nie jest podobny. Nie widzisz, �e publika rzuca fors� dla "Kobiety-Krzes�a"? - Daj spok�j, owieczko za we�n� szarpana, komu zalewasz kolejkie zjawiskiem dwudziestego pierwszego wieku, kiedy i tak ka�dy widzi, �e Ma�ka Kape� ma lat pi��dziesi�t! A poniek�d z tajemniczem krzes�em tak�e samo lipa. Blat si� w niem wyjmuje i Ma�ka naje�d�a do�em, kiedy j� p�acht� nakryjesz. I od s�owa do s�owa wezwano pogotowie. Du�a draka. Ale wyparte nieraz przez Wicusia z podw�rza dzieciaki i na ulicy znajdowa�y wiele ciekawych rzeczy. Na rogu Siennej by� sklep kupiecki pana Andrzejewskiego z cha�w� i daktylami na wystawie. Obok mie�ci� si� zak�ad tapicerski pana Moj�esza Ryndzu�skiego. Nieco dalej cukiernia pana Szczerkowskiego, demonstruj�ca w witrynie wspania�e torty z fontannami z czerwonego lukru. Po drugiej stronie ulicy znajdowa� si� sk�ad lamp i porcelany pana Dawida Minera�a. Ot� przed tym to sklepem zjawi� si� kt�rego� dnia, ku wielkiej naszej rado�ci, jaki� wstawiony facet z d�ug� �elazn� belk� na ramieniu. Na razie sta� z przymkni�tymi oczami, a potem zacz�� wchodzi� do sk�adu. Ale przez roztargnienie nie zmieni� po�o�enia belki, kt�ra bokiem absolutnie nie chcia�a si� zmie�ci�. Wstawiony szarpa� si� z ni� bezskutecznie kilka minut, ale w ko�cu zrozumia� sw�j b��d, nada� szynie w�a�ciwy kierunek i wszed� do magazynu, wybijaj�c za jedynym zamachem dwie szyby w podw�jnych drzwiach. Nag�e zjawienie si� belki w sklepie wywo�a�o okrzyki przestrachu ze strony w�a�ciciela i personelu: - Uj, co to jest? Co si� zrobi, co?- Szyn� przynios�em.- Co znaczy szyn�, jak� szyn�, tu nie potrzeba �adne szyn�! - W jaki spos�b nie potrzeba? - odpar� tragarz i odwr�ci� si� ku stoj�cemu za nim gospodarzowi. Belka wykona�a przy tym p� obrotu i str�ci�a na pod�og� tuzin wisz�cych u sufitu �yrandoli. - Nieszcz�cie na m�j interes! Co on tu chce, ten chamu�, wychod� pan ju�! - wo�a�a z kasy przera�liwym dyszkantem pani Minera�. Poniewa� kasa znajdowa�a si� z przeciwnej strony, tragarz, chc�c udzieli� wyja�nie� w�a�cicielce sklepu, znowu musia� si� odwr�ci�, i zdemolowa� reszt� �yrandoli. A �e i inne osoby, znajduj�ce si� w magazynie, ��da�y wyja�nie� w sprawie belki, trynkni�ty jej posiadacz wykona� kilka ewolucji, wskutek czego wyt�uk� w drobny mak wszystkie lampy biurkowe oraz nocne i zamieni� w kup� gruz�w dwa kompletne serwisy. Kres zniszczeniu i naszej zabawie po�o�y� wreszcie wezwany st�jkowy. Nie by�y to zreszt� jedyne sklepy poch�aniaj�ce nasz� uwag� na Wielkiej i ulicach okolicznych. Ca�� watah� wybiegali�my a� na Marsza�kowsk�, gdzie, niedaleko Siennej, istnia� magazyn materia��w artystyczno-malarskich pana Wadowskiego. Na wystawie opr�cz roz�o�onych pi�knie farb wodnych i olejnych, pasteli i r�nobarwnych kredek widnia�y oprawione w z�ocone ramy reprodukcje malarstwa polskiego. Tu budzi�y pierwsze niepokoje lekko zawoalowane biusty Franciszka Zmurki. Tu przyci�ga� nasze oczy obraz Kossaka przedstawiaj�cy szar�� Czerkies�w na t�um przed ko�cio�em �wi�tego Krzy�a. Pan Wadowski wystawiaj�c go sk�ada� dow�d odwagi, cho� czasy by�y ju� rewolucyjne i na niejedno mo�na by�o sobie pozwoli�. Naprzeciwko, w domu towarzystwa ubezpiecze� "Rosja", w wytwornym wn�trzu sklepowym, w�r�d cicho tykaj�cych zegar�w obs�ugiwa� klient�w jeden z najlepszych zegarmistrz�w-jubiltr�w warszawskich, r�wnie wytworny pan Adolf Modro. Na razie jego wystawa nie interesowa�a specjalnie bandy ch�opak�w z Wielkiej, znacznie ciekawsze rzeczy le�a�y w witrynie sklepu z ... [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl charloteee.keep.pl
tytu�: "Pi�te przez dziesi�te - wspomnienia warszawskie"autor: Stefan Wiechecki (Wiech)tekst wklepa�: dunder@kki.net.pl- BibliotekaSyrenki- ILUSTROWA� JERZY �ARUBA- Pa�stwowy Instytut WydawniczySPIS RZECZYOd autoraNa tamtych ulicachPo�kn��em bakcyl teatruPan dyrektor - to ja"Gliny id�!"A mo�e by tak - dziennikarstwo?Kariera szemranej mowyW "greckim" s�dzieZamiast kawioru - dzwonekM�j sobowt�r - Gieniek Kopyci�szczakKiepura i gorzkie migda�yPami�tne spotkania"Pod dw�jk�"Mikado �miechuPierwsza ksi��ka'Laury i kopniaki"No to ci powiem""Ostatnia szansa"Humor ulicySylwester�miech i �mier�Powstanie wszystko zmieni�oImieniny w Pruszkowie"Pi�� patyk�w""Jeszcze si� pan naczytasz"I zn�w "Expresiak"Rotszyld mnie ratujeW�a�ciciel szpitalaPowr�t do �ycia rodzinnego spotka� autorskichSzpagatowa inteligencjaJak mi si� uda�o nie zosta� radnymKocha�Sk�d si� wzi�� Maniu� KitajecPoznaj� �ywego Piecyka"Prosimy o jasne piwo"Miasto szalejeBia�y pawLiterat w hoteluBiskup czyta lepiej"Ale� ja nie pij�!""Marzy�am o poznaniu pana"Lipa, nie mg�aOd Nowego Br�dna do Nowego Jorku* * *NA TAMTYCH ULICACHW�a�ciwie powinienem teraz by� jakim� emerytowanym genera�em brygady lub co najmniej kapitanem piechoty, oczywi�cie te� na rencie. Dziecinne lata moje bowiem up�ywa�y w atmosferze bojowo-patriotycznej, w cieniu powsta� narodowych, w ogniu walk rewolucyjnych roku 1905. Cie� powstania listopadowego zaci��y� ju� nad moim urodzeniem, gdy� przyszed�em na ten �wiat w ma�ym domku na Woli, na wprost ko�ci�ka Sowi�skiego. Rodzice moi opu�cili to historyczne s�siedztwo, kiedy mia�em chyba co� z p�tora roku, wi�c o bohaterskiej �mierci genera�a i walkach na wolskiej reducie dowiedzia�em si� znacznie p�niej, ale co� tam widocznie wsi�k�o w dusz� oseska, bo nies�ychanie potem by�em dumny ze swego miejsca urodzenia i na wa�ach reduty sp�dza�em liczne wagary w latach szkolnych. Le��c w bujnej trawie rozpami�tywa�em przebieg ostatniej bitwy tego powstania i w wyobra�ni bra�em w niej czynny udzia� jako adiutant jednonogiego dow�dcy. Z bohaterami roku 1863 mia�em ju� kontakt osobisty. Wielu z nich �y�o w�wczas, znajdowa�o si� w moim otoczeniu. W oficynie domu przy ulicy Wielkiej, gdzie mieszkali�my po wyprowadzeniu si� z Woli, mia� na antresoli ma�y warsztacik szewc, pan Dobrosielski. Lubi�em tam przesiadywa� s�uchaj�c wspomnie� o powstaniu, w kt�rym pan Dobrosielski bra� udzia�. W barwnych jego opowie�ciach, bo mia� stary �atacz but�w rzadki dar opowiadania, od�ywa�y bitwy pod Ma�ogoszcz�, Rudnikami i Radomiem. Wszystko to, opowiadane soczyst�, najczystsz� gwar� warszawsk� XIX wieku, zapada�o wraz z t� gwar� w dusz� i pami�� dziesi�cioletniego ch�opaka, kt�ry kry� si� tutaj, w szewskim warsztaciku, przed argusowym okiem pani Zofii, korepetytorki, na pr�no go poszukuj�cej po ca�ym podw�rzu tej ogromnej posesji. Ale jeszcze przedtem inny bohater powstania pojawi� si� na horyzoncie mojego �ycia. By� to tak zwany dziadek Byszewski. W roku 1904 chyba, po urodzeniu si� nast�pcy tronu rosyjskiego, car Miko�aj II og�osi� amnesti� dla pozosta�ych jeszcze przy �yciu zes�a�c�w z roku 1863 przebywaj�cych na Syberii. Wr�ci� te� w�wczas kuzyn mego ojca, dziadek Byszewski, kt�ry znalaz� si� na Syberii jako dwudziestoletni m�odzieniec. Teraz mia� lat sze��dziesi�t par�, przestrzelon� podczas usi�owania ucieczki przez rzek� Jenisej nog� i zami�owanie do wysokoprocentowych napoj�w rozgrzewaj�cych. Wr�ci� do oczekuj�cej go przez lat czterdzie�ci �ony, z kt�r� rozdzielono go w p� roku po �lubie. Pami�tam babci� Byszewsk�. By�a to rumiana siwow�osa staruszka pe�na �yciowego wigoru, nie mog�ca si� pogodzi� z drobnymi przyzwyczajeniami swego cudem odzyskanego m�a. W wypadku takiej rodzinnej scysji dziadek Byszewski ukrywa� si� przed zrz�dzeniem ma��onki u nas. Podczas nieobecno�ci zaj�tych prac� naszych rodzic�w dotrzymywa� towarzystwa mnie i memu o p�tora roku starszemu bratu, Edmundowi. Bardzo lubili�my wizyty dziadka Byszewskiego. Uzbrojeni przez niego w kije od szczotek, przechodzili�my przeszkolenie wojskowe. Dziadek Byszewski stawa� przed nami wyci�gni�ty jak struna i podawa� komend�: - Smirna!Oznacza�o to: "Baczno��!" Stary powstaniec po latach katorgi i zes�ania zapomnia� brzmienia polskiej komendy wojskowej, ale nam to nie przeszkadza�o. Sprawnie porusza�y si� kije w r�kach przysz�ych �o�nierzy przysz�ego wojska polskiego w takt rosyjskich rozkaz�w. Do marze� o karierze wojskowej w przysz�o�ci do��czy�y si� wkr�tce aspiracje aktorsko-autorskie. A dosz�o do tego w nast�puj�cy spos�b. Kamienica przy ulicy Wielkiej 45 by�a wielk� skrzyni� czynszow�, zamieszkiwa�o j� ze stu chyba lokator�w, obdarzonych przez los licznym przych�wkiem, stanowi�cym pierwszych moich towarzyszy zabaw podw�rzowych i utrapienie miejscowego dozorcy, stylowego warszawskiego ciecia, zwanego poufale Wicu� Pijus. Przez owego Wicusia, jak pseudonim wskazuje, znajduj�cego si� przewa�nie na tak zwanym gazomierzu, pozna�em tajniki warszawskiej mowy wi�zanej. By� on jednym z pierwszych moich wyk�adowc�w nadwi�la�skiego dialektu. Kr�tkie, ale kunsztowne jego przem�wienia umoralniaj�ce spe�nia�y wobec wrzeszcz�cej na podw�rzu dzieciarni t� mniej wi�cej rol�, co obecnie �liczne telewizyjne wierszyki pana Duriasza czy urocze wyst�py Jacka i Agatki. Zagania�y nas do ��ek z tym samym chyba skutkiem. Musz� tu stwierdzi�, �e ka�de z jego wyra�e� stanowi� by mog�o prawdziw� ozdob� "S�ownika Wyraz�w Zel�ywych" profesora Wieczorkiewicza. Profesora jednak nie by�o jeszcze na �wiecie, a ja mia�em chyba ze siedem lat. Jednak per�y te mocno utkwi�y mi w pami�ci i pomog�y w p�niejszej pracy mi�o�nika i odtw�rcy w pi�mie gwary naszego miasta. Ale nie brakowa�o i innych okazji. Oto kiedy� zesz�y si� na naszym podw�rku dwa zespo�y magik�w z dywanikami. W jednym z nich g��wn� atrakcj� stanowi� "Cz�owiek-W��", drugi chlubi� si� gwiazd� wyst�puj�c� jako "Kobieta-Krzes�o, czyli tajemnicze zjawisko dwudziestego pierwszego wieku". �aden z dyrektor�w nie chcia� ust�pi� i zacz�o si� ku uciesze lokator�w podw�jne przedstawienie. Dwie katarynki gra�y r�ne melodie. "Cz�owiek-W��" wi� si� ko�o trzepaka, "Kobieta-Krzes�o" cudownie znika�a pod tajemnicz� zas�on�. Dopiero przy zbieraniu pieni�dzy nast�pi� konflikt mi�dzy dyrektorami, kt�rzy m�wili do siebie przejmuj�cym szeptem: - Id��e� ty, lebiego niewidymko, co na puc nabierasz publikie. Ca�a forsa mnie si� nale�y. Na Felka Minogie nikt nie patrzy, bo za du�o wsuwa, walizka mu uros�a i na "Cz�owieka-W�a" wcale nie jest podobny. Nie widzisz, �e publika rzuca fors� dla "Kobiety-Krzes�a"? - Daj spok�j, owieczko za we�n� szarpana, komu zalewasz kolejkie zjawiskiem dwudziestego pierwszego wieku, kiedy i tak ka�dy widzi, �e Ma�ka Kape� ma lat pi��dziesi�t! A poniek�d z tajemniczem krzes�em tak�e samo lipa. Blat si� w niem wyjmuje i Ma�ka naje�d�a do�em, kiedy j� p�acht� nakryjesz. I od s�owa do s�owa wezwano pogotowie. Du�a draka. Ale wyparte nieraz przez Wicusia z podw�rza dzieciaki i na ulicy znajdowa�y wiele ciekawych rzeczy. Na rogu Siennej by� sklep kupiecki pana Andrzejewskiego z cha�w� i daktylami na wystawie. Obok mie�ci� si� zak�ad tapicerski pana Moj�esza Ryndzu�skiego. Nieco dalej cukiernia pana Szczerkowskiego, demonstruj�ca w witrynie wspania�e torty z fontannami z czerwonego lukru. Po drugiej stronie ulicy znajdowa� si� sk�ad lamp i porcelany pana Dawida Minera�a. Ot� przed tym to sklepem zjawi� si� kt�rego� dnia, ku wielkiej naszej rado�ci, jaki� wstawiony facet z d�ug� �elazn� belk� na ramieniu. Na razie sta� z przymkni�tymi oczami, a potem zacz�� wchodzi� do sk�adu. Ale przez roztargnienie nie zmieni� po�o�enia belki, kt�ra bokiem absolutnie nie chcia�a si� zmie�ci�. Wstawiony szarpa� si� z ni� bezskutecznie kilka minut, ale w ko�cu zrozumia� sw�j b��d, nada� szynie w�a�ciwy kierunek i wszed� do magazynu, wybijaj�c za jedynym zamachem dwie szyby w podw�jnych drzwiach. Nag�e zjawienie si� belki w sklepie wywo�a�o okrzyki przestrachu ze strony w�a�ciciela i personelu: - Uj, co to jest? Co si� zrobi, co?- Szyn� przynios�em.- Co znaczy szyn�, jak� szyn�, tu nie potrzeba �adne szyn�! - W jaki spos�b nie potrzeba? - odpar� tragarz i odwr�ci� si� ku stoj�cemu za nim gospodarzowi. Belka wykona�a przy tym p� obrotu i str�ci�a na pod�og� tuzin wisz�cych u sufitu �yrandoli. - Nieszcz�cie na m�j interes! Co on tu chce, ten chamu�, wychod� pan ju�! - wo�a�a z kasy przera�liwym dyszkantem pani Minera�. Poniewa� kasa znajdowa�a si� z przeciwnej strony, tragarz, chc�c udzieli� wyja�nie� w�a�cicielce sklepu, znowu musia� si� odwr�ci�, i zdemolowa� reszt� �yrandoli. A �e i inne osoby, znajduj�ce si� w magazynie, ��da�y wyja�nie� w sprawie belki, trynkni�ty jej posiadacz wykona� kilka ewolucji, wskutek czego wyt�uk� w drobny mak wszystkie lampy biurkowe oraz nocne i zamieni� w kup� gruz�w dwa kompletne serwisy. Kres zniszczeniu i naszej zabawie po�o�y� wreszcie wezwany st�jkowy. Nie by�y to zreszt� jedyne sklepy poch�aniaj�ce nasz� uwag� na Wielkiej i ulicach okolicznych. Ca�� watah� wybiegali�my a� na Marsza�kowsk�, gdzie, niedaleko Siennej, istnia� magazyn materia��w artystyczno-malarskich pana Wadowskiego. Na wystawie opr�cz roz�o�onych pi�knie farb wodnych i olejnych, pasteli i r�nobarwnych kredek widnia�y oprawione w z�ocone ramy reprodukcje malarstwa polskiego. Tu budzi�y pierwsze niepokoje lekko zawoalowane biusty Franciszka Zmurki. Tu przyci�ga� nasze oczy obraz Kossaka przedstawiaj�cy szar�� Czerkies�w na t�um przed ko�cio�em �wi�tego Krzy�a. Pan Wadowski wystawiaj�c go sk�ada� dow�d odwagi, cho� czasy by�y ju� rewolucyjne i na niejedno mo�na by�o sobie pozwoli�. Naprzeciwko, w domu towarzystwa ubezpiecze� "Rosja", w wytwornym wn�trzu sklepowym, w�r�d cicho tykaj�cych zegar�w obs�ugiwa� klient�w jeden z najlepszych zegarmistrz�w-jubiltr�w warszawskich, r�wnie wytworny pan Adolf Modro. Na razie jego wystawa nie interesowa�a specjalnie bandy ch�opak�w z Wielkiej, znacznie ciekawsze rzeczy le�a�y w witrynie sklepu z ... [ Pobierz całość w formacie PDF ]