216, 1. (1 - 399)

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
tytu: "Pikni, dwudziestoletni"autor: Marek Chaskotekst wklepa: dunder@poczta.fm- SERIA Z TUKANEM- WYDANIE PIERWSZE- WYDAWNICTWA ALFA WARSZAWA 1988- Projekt okadki Marek Poza-Doliski- Redaktor techniczny Ewa Guzenda- Tekst wedug edycji - Marek Hasko "Pikni, dwudziestoletni" - Pary 1966 Instytut Literacki - Copyryght (c) 1968 by Mieczysaw Andrzej Czyewski- ISBN 83-7001-248-5Spis TreciOd Wydawcy...2Sznurowadeka, paseczek, krawacik...3Wrocaw, Obory, Wyspa R...14Reporter najbardziej bojowego pisma w Polsce...27Goofy the Dog...38Feliks Dzieryski i Bogey...52Mam drzwi do szafy dwudrzwiowej, oszklone...70Hotel "Victory"...92* * *OD WYDAWCYWydawnictwa "Alfa" przekazuj do rk Czytelnikw "Piknych, dwudziestoletnich", utwr Marka Haski napisany w 1966 r. i dotd w Polsce nie publikowany. Zawiera on wiele osobistych pogldw i refleksji autora, wielokro jednostronnie oceniajcych ludzi i wydarzenia. Autor - przebywajcy w tym okresie na emigracji, nie mogc powrci do kraju - w widzeniu spraw, ludzi i przeytych zdarze zawar wiele alu i przepeniajcej go goryczy. Wychodzc z zaoenia, e jest to zbyt wany utwr Marka Haski, aby polski czytelnik nie mg si z nim nie zapozna, zdecydowalimy si go wyda, nawet z t wiadomoci, e wiele osb moe by uraonych pogldami i ocenami autora, jak te wiele jego ocen wydarze sprzed lat - w wietle obecnie posiadanej wiedzy spoecznej - moe si wyda niesprawiedliwymi.* * *SzNUROWADEKA, PASECZEK, KRAWACIKW roku tysic dziewiset pidziesitym smym, w lutym, wysiadem na lotnisku Ory z samolotu, ktry wystartowa z Warszawy. Miaem przy sobie osiem dolarw; miaem dwadziecia cztery lata; byem autorem wydanego tomu opowiada oraz dwch ksiek, ktrych wyda mi nie chciano. Byem take laureatem Nagrody Wydawcw, ktr otrzymaem na kilka tygodni przed wyjazdem z Warszawy. I jeszcze jedno: zostaem uznany za czowieka skoczonego i stwierdzone zostao ponad wszelk wtpliwo, e niczego ju nigdy nie napisz. Jak powiedziaem, miaem wtedy dwadziecia cztery lata - ci, ktrzy pogrzebali mnie szybko z wpraw zawodowych grabarzy, byli ludmi starszymi ode mnie o lat trzydzieci lub wicej. Adolf Rudnicki napisa kiedy, e najmodniejszym kierunkiem w literaturze polskiej jest miadenie i niszczenie. Ten sam Adolf Rudnicki, kiedy wydrukowaem swoje pierwsze opowiadanie, zapyta mnie: "Czy pascy koledzy mwi ju, e pan si skoczy?" - "Dlaczego?" zapytaem. "Bo ja," powiedzia Rudnicki, "kiedy napisaem Szczury, moj pierwsz ksik, spotkaem Karola Irzykowskiego i Irzykowski spyta: "Czy pascy koledzy mwi ju, e pan si skoczy?" Wysiadajc z samolotu na lotnisku Ory mylaem, e najpniej za rok bd z powrotem w Warszawie. Dzisiaj wiem, e nie wrc do Polski ju nigdy; piszc to jednak wiem take, e chciabym si omyli. Przez wiele lat nie mwiem po polsku; ona moja jest Niemk; wszyscy moi przyjaciele s Amerykanami lub Szwajcarami i z przeraeniem zauwayem, e poczem myle w obcym jzyku i tumaczy to sobie na polski. Wiem, e to oznacza mj koniec; moi grabarze z Warszawy nie pomylili si. W tym zawodzie czowiek myli si najrzadziej. Nie mwiem nigdy nikomu o motywach, ktre skoniy mnie do pozostania na Zachodzie. Kiedy pytali mnie dziennikarze - odpowiadaem im najgupiej jak tylko umiaem; wreszcie odczepili si ode mnie. Nie umiaem odpowiedzie, dlaczego opuciem mj kraj, poniewa nie opuciem go nigdy. Sprbuj jednak napisa o tym, dlaczego mieszkam w innym kraju, a waciwie w innych krajach: mieszkaem ju w Anglii, Hiszpanii, w Niemczech, w Szwajcarii, Francji, Austrii, Danii, Izraelu i jeszcze paru innych. Zaczem pisa majc lat osiemnacie; winna jest moja matka, ktra dawaa mi ksiki do czytania - tak, e stao si to moim drugim naogiem. Szkoy nie ukoczyem; czciowo na skutek komplikacji rodzinnych, czciowo na skutek idiotyzmu, stwierdzonego przez nauczycieli. Nie jestem pewien do dzisiaj, czy midzy fizyk, algebr, matematyk i chemi zachodzi jakakolwiek rnica i nigdy si tego nie dowiem. Nie wiem, czy czterdzieci dziewi da si w ogle podzieli przez jakkolwiek cyfr; jeli to si w ogle jakim cudem uda, to na pewno nie mnie. Przez szko powszechn przepchaem si tylko dziki temu, e nauczycielem matematyki by ten sam nauczyciel, ktry uczy jzyka polskiego. Kiedy w czasie wojny chodziem do szk sistr zakonnych w Warszawie na Tamce, panowa tam zwyczaj, e najgorszemu uczniowi przyczepiano olbrzymie ole uszy z papieru; nosiem je przez cay czas. Po wojnie, "jak wybucha nowa Polska", sytuacja moja polepszya si nieco; nie potrzebowaem nosi olich uszu - po prostu staem sobie w kcie, odwrcony twarz do ciany. W tych warunkach ciko nauczy si czegokolwiek; ale do smej klasy dawaem sobie jako rad, "jadc" na wypracowaniach z polskiego. Potem zacza si katorga. Ze szkoy oglnoksztaccej wyrzucono mnie za gupot: bya to szkoa numer dwa imienia La Guardii, potem - Marii Konopnickiej. Na wniosek kuratora posano mnie do poradni - nie jestem pewien, czy dobrze zacytuj nazw - psychotechnicznej, czy co w tym rodzaju. Kazano mi ukada jakie klocki, kazano mi do jakich idiotycznych tekstw wpisywa brakujce sowa, zadawano mi szokujce pytania dotyczce moich rodzicw i krewnych; wreszcie kazano mi si rozebra do naga i uznano za niezdolnego do nauki w szkole typu humanistycznego; posano mnie do szkoy handlowej we Wrocawiu - czy te do Spdzielni Handlowej, wychodzc widocznie z zaoenia, e idioci niezbdni s w handlu; by moe chodzio tu o dobro kupujcych. Nie wiem. Kariera moja skoczya si po paru lekcjach matematyki. W tym czasie otworzono w Warszawie Szko Techniczno-Te-atraln; pojechalimy tam z moim bratem Jzefem - przez trzy miesice brat mj odrabia za mnie zadania z matematyki, chemii i algebry, jednak na skutek tak zwanej wani rodowej przesta; wyrzucono mnie znowu. Bya to dobra szkoa; miecia si w gmachu YMCA w Warszawie i mielimy basen. Dyrektorem szkoy by - o ile pamitam - migrodzki, imponujcy brodacz, ktry mgby gra kapitana statku z opowiadania Conrada "U kresu si". Tam te poznaem Basie widzisk, licznego, rubensowskiego anioka, i zapaaem ku niej uczuciem. Bez wzajemnoci. Wrciem do Wrocawia, gdzie zaczem pracowa i chodzi jednoczenie do wieczorowej szkoy rzemielniczej; ju nie pamitam, dlaczego mnie wyrzucono. Wtedy zaczem gra w klubie sportowym jako rodkowy napastnik. Nie byem utalentowanym graczem, ale na boisku odznaczaem si zwierzcym okruciestwem. Jak w tym opowiadaniu apka, przed kadym meczem sekretarz klubu wzywa mnie, mwic: "Hasko - jeli nie skosicie przynajmniej dwch, zostaniecie usunici z klubu dyscyplinarnie." W tyme klubie sportowym nauczyem si rwnie gra w pokera; tame poznaem Tadka Mazura, ktry by "bratankiem" jednego z pisarzy nie ulegajcego w sposb przesadny wdzikom kobiecym. Tadek sam prbowa pisa; przychodziem czasem do niego i w ten sposb poznaem jego "wuja" - by to pierwszy czowiek piszcy, ktrego poznaem osobicie. Tam te poznaem "Kap" - innego koleg, ktry by potem naszym lewym napastnikiem i ktry umia kopa przeciwnika najpierw w piszczel, a padajcego ju - w twarz. Kap - to strza praw lub lew stron buta; oczywicie zewntrzn. Kap potrafi tak kopn zawodnika, e sdzia nie mg tego zauway. By przy tym bardzo grzeczny: zawsze podnosi skopanego i kania si sdziemu. Widziaem potem podobnego gocia: by to bokser wagi lekkiej, Dbisz z odzi, "Gentleman ringu"; potrafi w mgnieniu oka uderzy jednoczenie poniej pasa i doprawi okciem w uk brwiowy; po czym ze skruszon min kania si sdziemu. Wygrywa dziewidziesit procent walk przez techniczne K.O. Tadek, Kap i ja chodzilimy co niedziela do Hali Stulecia we Wrocawiu, gdzie odbyway si mecze bokserskie. Nie dysponujc jednak funduszami wchodzilimy przez dach, co nie wykluczao utraty ycia. Gospodarzem hali by wwczas sdzia Mikua - atletyczny grubas, ktry wyrzuca nas kopniakiem; potem jednak polubi nas wszystkich za fanatyzm i wpuszcza nas bez biletw. Naszym ideaem by wtedy Ryszard Waluga - chyba z IKS Wrocaw. By to dobry fighter o silnym ciosie i wietnej technice; potem jednak kochalimy wszyscy Kasperczaka "Laleczk", naszego pierwszego powojennego Mistrza Europy. Chodzc na mecze poznaem - z daleka - dwch innych pisarzy. Jednym by Sta Dygat, siedzcy zawsze w pierwszym rzdzie z min pen dezaprobaty; a w czasie mistrzostw Polski w roku 1949 ujrzaem "Strasznego Jzia" Prutkowskiego. Widziaem wtedy najpikniejsz walk mojego ycia: Antkiewicz - Bazarnik w pirkowej. Ale ideaem naszym by "Tolek". eby zobaczy walk Tolka z Czechosowakiem Torm jechalimy we trjk bez biletw z Wrocawia do Warszawy; bez biletw weszlimy na sal i bez biletw wrcilimy do Wrocawia. My wszyscy: Tadek, Kap i ja, ylimy z pokera, grajc - jak to si mwio - na RGO. Pomau interesy zaczy si psu: za hazard usunito nas z klubu; Tadek poszed do wizienia, a ja z Kapem wzilimy si za bandytyzm. Pierwsz powan prac przeprowadzilimy w szkole handlowej; o moliwociach tej imprezy poinformowa nas inny kolega klubowy, "Kaczor". Kaczor wybi, niby to niechccy, okno w szatni szkolnej wychodzce na ssiedni ulic. Nastpnego dnia Kap czeka ju tam, a ja wziwszy teczk wszedem z innymi uczniami do szatni i ukryem si za paltami. Byem wtedy chopcem maym, o szczerym spojrzeniu Sowianina, ktry kamie. Lekcja si zacza; wony zamkn szatni na klucz, a wtedy ja wybieraem co cenniejsze sztuki z garderoby i podawaem je Kapemu; potem wyszedem sam przez okno i ju po godzinie sprzedalimy wszystko na Placu Biskupa Nankiera, gdzie mieci si czarny rynek. Dowiedzielimy si pewnego dnia, e w drugim oglnoksztaccym gimnazjum, przy ulicy Stalina, odbdzie si zabawa szkolna ... [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • charloteee.keep.pl