3 Jak szklanka [Telanu](1), fanfiction - HP, SS, seria herbaciarnia
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
SERIA HERBACIANA - część 3
J a k S z k l a n a k a
Seria Herbaciana 3:
Jak Szklanka
autorstwa Telanu
tłumaczyła Clio
Harry Potter, choć zaledwie piętnastolatek, widział i dokonał wielu rzeczy, jakich nigdy
nie wyobrażali sobie ludzie dwukrotnie starsi - nie mówiąc już o popełnianiu. Latał na
miotle, rzucał zaklęcia, stawał się niewidzialny i zwyciężał siły ciemności niemalże
własnoręcznie - i to więcej niż jeden raz. Dorastał bez rodziny, którą mógł nazwać własną.
Doświadczył rzeczy, których dzieci w jego wieku - albo i starsze - nie powinny nigdy
oglądać.
Od strony bardziej zwyczajnej: zakuwał do egzaminów, przechodził zawstydzające skoki
wzrostu, sporo się ostatnio potykał oraz niepewnie zakochiwał w pięknych dziewczynach.
Raz został pocałowany.
To ostatnie wprawiało go w poważną konsternację.
* * *
Harry.
Harry wyrwał się z zamyślenia z przestraszonym:
- Co...
Ron i Hermiona patrzyli na niego z kanapy, na której siedzieli raczej blisko siebie, w
pokoju wspólnym Gryffindoru. Harry siedział w fotelu naprzeciw nich, a pomiędzy całą
trójką tkwiła sterta zadań domowych.
- Harry - powiedziała Hermiona powoli, jakby przemawiając do półgłówka - twoja kolej.
Trans-mu-ta-cja. Dobrze? Podejrzewam, że chcesz teraz książkę, by pogapić się na nią
przez chwilę jak stojak od lampy... Czego potrzebujesz do Pięciominutowego Zaklęcia
Unieruchamiającego?
Harry popatrzył na swój pergamin.
- Eee... Dla Pięciominutowego potrzebuję... - Popatrzył z uśmiechem zmieszania. -
Dwóch gryzmołów, które wyglądają trochę jak spirale.
Hermiona prychnęła z irytacją, Ron zaś pochylił się, by lepiej widzieć.
- Uważasz, że są spiralne? Dla mnie wyglądają jak obłąkane robale. - On i Harry
wyszczerzyli się jeden do drugiego. - Wiesz, jak te robaki z tego dziwnego zaklęcia,
które...
Hermiona - nie można tego inaczej nazwać - warknęła. Wesołość ulotniła się.
- Przykro mi - powiedział Harry. - Nie wiem, co się ze mną dzisiaj dzieje. Tylko wam
przeszkadzam. Pójdę na górę i poćwiczę w dormitorium.
Zaczął zbierać swoje rzeczy, zauważając, jak kilka plików wypadło ze stosu i wdzięcznie
poleciało na podłogę.
Ron i Hermiona popatrzyli na wędrowne kartki.
- Jasne - powiedział Ron. - Niedługo przyjdę. Wtedy możemy jeszcze poćwiczyć.
- Dzięki - wymamrotał niewyraźnie Harry i wyszedł z przypadkowym papierem wciąż
uciekającym z jego ręki.
Gdy był już poza zasięgiem słuchu, Hermiona uderzyła pięścią o oparcie kanapy.
- Naprawdę. To musi się skończyć
.
Ron potrząsnął głową.
- Cały rok szaleje. Najpierw wściekał się na wszystko, co stanęło mu na drodze... A
teraz jakby go w ogóle nie było.
1
- Harry?
Harry.
SERIA HERBACIANA - część 3
J a k S z k l a n a k a
- Cóż, czegokolwiek mu brakuje, lepiej, żeby szybko wróciło - syknęła Hermiona. - Za
tydzień mamy egzaminy!
- Na zajęciach idzie mu dobrze - sprzeciwił się Ron. Hermiona uniosła brwi w
niedowierzaniu. - No, jasne, dzisiaj zachowuje się jak tępak, ale zazwyczaj radzi sobie z
materiałem. - Zmarszczył brwi, a potem uśmiechnął się krzywo. - Zabawne, nigdy jeszcze
nie szło mu tak dobrze na eliksirach. Byłem pewien...
- Tylko nie to - przerwała Hermiona ze znużeniem w głosie, a Ron spuścił z tonu.
Od Hallowe'en konfrontacyjny stosunek Harry'ego do mistrza eliksirów Snape'a znacznie
się ochłodził i było jej już niedobrze od roztrząsania, dlaczego właściwie tak się stało.
Szczególnie że Harry milczał na ten temat jak zaklęty. Plotkowanie z najlepszymi
przyjaciółmi było kiedyś czymś wspaniałym, ale w pewnym momencie zaczęło brnąć w
ślepy zaułek bez dopływu świeżych informacji.
Stanowczo przeszła myślą od Harry'ego do zadania dziesiątego. Dziwnie trudno było jej
się skoncentrować z kolanem Rona przyciśniętym do jej własnego.
* * *
Harry zasunął zasłony wokół łóżka, wyciągnął różdżkę, wyszeptał
"Lumos"
"Lumos"
i opadł na
poduszkę w rozświetlonej ciemności.
Naprawdę niedobrze.
Już za kilka dni miał końcowe egzaminy. Musiał się skupić, skoncentrować. Czasem
wydawało mu się, jakby unosił się w jakimś oszołomieniu przez całe siedem miesięcy, od...
od...
Jasna cholera, czy nigdy nie przestanie o tym myśleć?
Siedem miesięcy. Wydaje się, że to okropnie długi czas, by tak wirować na wietrze,
pomyślał. Ale działo się dokładnie, jak przewidział Snape: mistrz eliksirów zachowywał się
względem Harry'ego i jego przyjaciół tak paskudnie jak zwykle - tak jak obiecał - i Harry
zauważył, że większość czasu spędza, próbując pogodzić tłustego, zgryźliwego Snape'a,
jakiego znał zawsze, z namiętnym, zdesperowanym mężczyzną, którego spotkał na krótką
chwilę na mroźnym tarasie. Jakby byli dwojgiem zupełnie różnych ludzi.
Wiele razy Harry był bliski uznania, że Hallowe'en było rodzajem jakiejś szalonej
halucynacji wywołanej przez zimno albo... coś innego; nie potrafił zdecydować co. Siedział
na eliksirach z Ronem i Hermioną, widział, jak byli poniżani i szykanowani - jak zawsze, a
Ślizgoni, szczególnie Malfoy, faworyzowani w najbardziej wstrętny sposób. I gniew i uraza
znów mogły wybuchnąć, pokryte strasznym chaosem:
czy
to naprawdę się zdarzyło?
Ale zawsze, z a w s z e , gdy był na granicy przypisania całego zajścia własnej wyobraźni,
podnosił wzrok na zajęciach albo na korytarzu, albo w Wielkiej Sali, albo gdziekolwiek
indziej i widział Snape'a patrzącego na niego gorącymi, głodnymi oczami. Wspomnienie
ciepłego, umiejętnego języka mogło przygnać z powrotem wraz z obietnicą nieznanych
rozkoszy; podniecał się momentalnie, kładł wieczorem do łóżka, budził następnego ranka
przyklejony do prześcieradła i musiał przyznać, że tak, to było bardzo prawdziwe, być
może najprawdziwsza rzecz, jaka kiedykolwiek mu się przydarzyła.
Po drugim razie celowo nauczył się zaklęcia, które kładł na siebie, by nie mówić przez
sen.
Tego
potrzebował najbardziej, skoro Ron spał tak blisko. Nie mówiąc o Seamusie i
Deanie, i całej wieży Gryffindoru...
Siedem takich miesięcy. I poza tymi sekretnymi, palącymi spojrzeniami ani słowa od
Snape'a. Cóż, bądźmy szczerzy, p o w i e d z i a ł , że nie będzie - ale w głębi serca Harry tak
naprawdę w to nie uwierzył. Jak ktokolwiek mógł cię całować, jakby była to najważniejsza
rzecz na świecie - a potem zupełnie wycofać się na ponad pół roku, bez jednego
słowa na
ten temat?
Tylko Snape, gorzko odpowiedział sam sobie Harry. Frustrujący sukinsyn.
Więc przez siedem miesięcy żył jedynie tym niewiarygodnym pocałunkiem. Nic
dziwnego, że był tak bezradny; wystarczyłoby i mniej, by doprowadzić do szaleństwa. W
tych dniach mógł się skupić jedynie na boisku quidditcha, gdy ostry posmak powietrza i
2
SERIA HERBACIANA - część 3
J a k S z k l a n a k a
twarda rzeczywistość Błyskawicy pod nim przypominały mu, że jest Harrym-Potterem, nie
Szalonym-Dzieciakiem. Być może potykał się o własne nogi na korytarzach, ale jego miotła
pamiętała, czym jest gracja. Jak dotąd był to jego najlepszy rok jako szukającego
Gryffindoru. Pomijając oczywiście ten jeden mecz, gdy Snape przyszedł popatrzeć, co tak
mocno nadszarpnęło koncentrację Harry'ego, że właściwie został zdjęty z boiska. Dzięki
Bogu, grali przeciw Hufflepuffowi, nie Slytherinowi.
Snape nie przyszedł na żaden inny mecz Gryfonów. Harry powiedział sobie, że mu
ulżyło.
* * *
j e g o jak śmiecia; jakoś wszystko wydawało się bardziej w
porządku, gdy przypominał sobie, jak mistrz eliksirów go pożąda. (Co samo w sobie było
wciąż szokującą myślą.) Ale kiedy Snape poniżał Rona, Hermionę czy nawet Neville'a... to
po prostu wystawiało jego cierpliwość na próbę.
Wszystko to było pokazem dla Malfoyów i im podobnych. Harry rozumiał to. Prawda?
Tylko dlaczego Snape musiał być w tym tak cholernie d o b r y ? Dlaczego wydawał się to
l u b i ć ?
Kruszył listki araminty z niezwyczajną siłą, ledwo słuchając oburzonego mamrotania
Rona, wyłapując tylko słowa "głupi", "obleśny" i "świnia". Wykonywał instrukcje niemal
mechanicznie; jak na razie eliksir nie wydawał się skomplikowany - żadnych śmiesznych
zaklęć czy inkantacji. Tylko siekanie, duszenie, ucieranie i gotowanie. Czuł, jakby z jego
wnętrznościami działo się to samo.
Dlaczego, do diabła, przejmuje się tym, co Snape myśli lub robi? Jeden pocałunek nie
oznacza żadnej obietnicy. W ich przypadku wydawał się znaczyć
brak
obietnicy. Ważną
rzeczą było, że są obaj po tej samej stronie: działają przeciw Voldemortowi, przeciw
Malfoyom - nieważne, jak rzeczy przedstawiają się innym ludziom. To się liczy, powiedział
sobie Harry, krojąc w kostkę swój żółtokorzeń, i musi o tym pamiętać.
Potem podniósł wzrok i niemal odkroiłby sobie palec.
Draco Malfoy patrzył na Snape'a. Nie patrzył, ale
patrzył
- niczym wąż na bardzo
smaczną mysz. Snape wydawał się być tego nieświadomy, spoglądając krzywo na coś na
biurku, podczas gdy uczniowie pracowali, ale w każdej chwili mógł podnieść głowę i
zobaczyć, że ten wstrętny mały drań rzuca mu pożądliwe spojrzenia. Albo jeszcze gorzej:
mógł podnieść wzrok, zobaczyć, jak Harry gapi się na Draco, a potem jak Draco gapi się
na niego. Co za dramatyczna i pełna napięcia sytuacja. Harry szybko spojrzał na swój
kociołek, czując, jakby jego twarz i wnętrzności płonęły. Ten... ten mały...
M a l f o y
M a l f o y ! Jak
śmie? Jak...
Nagle poczuł się chory i wściekły, a własna reakcja przeraziła go bardziej niż wszystko
inne. Więc nie przejmuje się, co Snape myśli, tak? Jasne. To skopało tej teorii tyłek.
Dlaczego, dlaczego,
dlaczego
dlaczego został skazany na takie objawienia? Czy nie mógł być
3
Następnego popołudnia usiadł obok Rona na eliksirach. Hermiona jak zwykle poszła
rozwiązywać to, co między sobą nazywali Problemem Neville'a.
- To będzie ostatni eliksir, jakiego nauczycie się w tym roku przed egzaminami, które
macie w przyszłym tygodniu - oznajmił Snape swoim mrocznym, donośnym głosem. Po
siedmiu miesiącach Harry był w stanie słuchać tego głosu bez uczucia, że jego krocze się
skręca. Zazwyczaj. To męczarnia: mieć piętnaście lat. - Może pojawić się na waszym
egzaminie; może i nie. W każdym razie sugeruję, byście wysilili waszą, wyraźnie
ograniczoną zdolność myślenia - rzucił pogardliwe spojrzenie Neville'owi - i przyswoili go
sobie najlepiej, jak potraficie.
Harry pochylił się nad kociołkiem, by ukryć złość podczas zbierania składników, a
Hermiona pocieszająco poklepała Neville'a po ramieniu. To była kolejna rzecz, której nie
mógł pomieścić w głowie. W porządku, p o w i e d z i a ł Snape'owi, że poradzi sobie, gdy
wszystko będzie, jak było zawsze. Ale cholernie ciężko było patrzeć, jak dzień po dniu
traktuje się jego przyjaciela niczym nędznego śmiecia - bez względu na powód. Mógł
znieść, gdy Snape traktował
j e g o
SERIA HERBACIANA - część 3
J a k S z k l a n a k a
c z y m k o l w i e k , za co się wziął?
Zazdrość była wstrętna, a doznawał jej już wcześniej - szczególnie ostatnio, gdy Ron i
Hermiona zbliżyli się do siebie i czuł się pominięty. Ale to. Czuł, jakby miał ochotę chwycić
nóż i odciąć ten zadowolony uśmieszek prosto z twarzy Malfoya.
Snape musiał być miły dla Malfoya, by ludzie - szczególnie Lucjusz Malfoy - myśleli, że
znów jest dobrym, grzecznym śmierciożercą. W każdym razie taka była teoria Harry'ego.
Tylko jak daleko sięga "bycie miłym"? Czy Snape mógłby właściwie... Czy mógł naprawdę
rozważać...
Harry przełknął ciężko i nie mógł powstrzymać się, by jeszcze raz nie spojrzeć na Draco
- tym razem z czystą udręką. Młody Ślizgon był przystojnym chłopcem, z niemal białymi
blond włosami i lodowato błękitnymi oczami. Cera niczym brzoskwinia i śmietanka.
Czerwone usta. Bardzo. Mógłby być cholerną Śnieżką z baśni, mały śmieć. Harry był
Harrym - z patykowatymi nogami, opadającymi włosami i okularami jak denka butelek -
miałby konkurować z czymś
takim
, szczególnie w stawce, o jaką grali? Jeśli od tego
miałoby zależeć zwycięstwo lub porażka misji, jak mu się wydawało - którego z nich Snape
by wybrał?
...Wow, spokojnie. Oddychaj, oddychaj głęboko. Musiał przesadzić.
Często tak robił w przypadku Snape'a. Skoro dla Snape'a sypianie z uczniami było
problemem, z pewnością obroniłby się przed Draco, jak to zrobił z Harrym. I wtedy nagły
obraz pojawił się przed Harrym: Snape ukrywający się w swoim gabinecie, by uciec
wrzeszczącym tłumom zakochanych uczniów... Harry zagryzł wargę, by głośno nie
zachichotać.
- Profesorze Snape - głos niczym jedwab dobiegł gdzieś z jego lewej strony - proszę
wybaczyć, że przeszkadzam, ale mój eliksir nie zmienił koloru, jak powinien. Zechciałby
pan popatrzeć?
Z niejasnym uczuciem nieuniknionej porażki, nie będąc w stanie się powstrzymać, Harry
znów podniósł wzrok. Snape płynnie podniósł się z krzesła - i
dlaczego
dlaczego mózg Harry'ego
musiał wybrać właśnie TEN moment, by zauważyć, jak świetnie wyglądają na nim te
czarne szaty? - i skierował się do stolika Draco bez żadnego kpiącego komentarza, jaki z
pewnością wygłosiłby każdemu Gryfonowi. Automatycznie mieszając eliksir, Harry patrzył
bezradnie, nie zauważony przez żadnego z nich, jak Draco zwraca zarumienioną twarz w
stronę nauczyciela i
dotyka rękawa Snape'a swoją małą, wstrętną dłonią
dotyka rękawa Snape'a swoją małą, wstrętną dłonią.
- Wow - wyszeptał Ron obok - WIDZIAŁEŚ to? - Gapił się, z autentycznie opadniętą
szczęką na wyraz twarzy Draco. Potem odwrócił się do kociołka i zniżył głos do najniższego
szeptu. - Chyba mi niedobrze. WIDZIAŁEŚ, jak na niego patrzył? Malfoy i Snape...
Ktokolwiek
Ktokolwiek i Snape... Całe dnie będę próbował pozbyć się tego koszmaru z głowy...
Harry wrócił do ucierania listków araminty (które były już prawie starte na pył),
wyobrażając sobie, że każda drobina to twarz Draco, i rzucił kolejne, ukradkowe
spojrzenie. Snape stał tyłem do niego, jego sylwetka jak zawsze sztywno wyprostowana.
Nie można było powiedzieć, o czym myśli. Przynajmniej ręka Malfoya mieszała teraz
zawartość kociołka, a nie tkwiła w miejscu, w którym nie miała prawa.
- To znaczy, widziałeś WYRAZ jego twarzy? - kontynuował Ron zbulwersowanym tonem.
- Mój Boże, tak się podlizywać nauczycielowi... O nie, kolejny obraz, którego nie chcę...
- Zamknij się - wysyczał Harry z wściekłością, a widząc zszokowane spojrzenie Rona,
dodał raczej nieprzekonująco - Usłyszą nas.
Czy Ron w to uwierzył czy nie, przymknął się i reszta lekcji upłynęła w ciszy - z jednym
wyjątkiem: Ron spojrzał na Hermionę i Neville'a i wymruczał:
- Siedzi okropnie blisko, prawda?
Wciąż roztargniony Harry zdobył się tylko na mętne:
- Neville? Coś ty...
- Hmm - odpowiedział Ron i znów spojrzał na Neville'a.
W tym nastroju skończyli zajęcia - a eliksiry Rona i Harry'ego były zdecydowanie
najgorsze ze wszystkich. Hermiony i Neville'a całkiem dobre; to bynajmniej nie poprawiło
humoru Rona. Draco został, oczywiście, otwarcie pochwalony, podczas gdy Harry starł
4
normalny w
c z y m k o l w i e k
SERIA HERBACIANA - część 3
J a k S z k l a n a k a
zęby niemal na miazgę, a wtedy Snape podszedł i pochylił się nad jego stolikiem.
- No, no... Potter i Weasley - Snape umilkł. - Jak... interesująco.
Ślizgoni zachichotali, Draco zaśmiał się głośno. Harry pomyślał, że jego policzki spłoną,
a Ron nie wyglądał o wiele lepiej.
- Nie wiem - kontynuował mistrz eliksirów - doprawdy nie wiem, czy kiedykolwiek w
życiu widziałem eliksir paniki o tak strasznej konsystencji. A wam dwóm udało się to w
jeden dzień. I ten intrygujący kolor! Wyraźnie przypominam sobie, że wspominałem, iż
ostateczny rezultat miał być brązowy, nie tak uroczo - zerknął do kociołka Rona -
pomarańczowy, ani - spojrzał do Harry'ego - cóż, nie mam pojęcia, co
to
jest. O tak,
prawdziwie przełomowy dzień dla Zespołu Żałosnej Nieudolności Potter-Weasley.
- Szkoda, że nie jesteśmy ślicznymi, małymi Ślizgonami - rzucił w odpowiedzi Ron. -
Wtedy może przypadłoby nam trochę osobistej uwagi nauczyciela.
Urażony pomruk dobiegł od stołów Slytherinu i Harry ledwo usłyszał warknięcie
Snape'a:
- Minus dziesięć punktów dla Gryffindoru za bezczelność, Weasley!
Jego całe ciało stężało niczym deska, gdyż nie mógł nie zauważyć, ponad stołem, który
dzielił z Crabbe'em i Goyle'em, tajemniczego uśmiechu, jaki tkwił na ustach Draco Malfoya.
Snape, zmrużywszy oczy, odwrócił się do Harry'ego, najwyraźniej oczekując z jego strony
jakiejś impertynencji w obronie przyjaciela. Harry zaś spojrzał tak stanowczo, jak tylko
mógł.
Nawet się nie waż
, pomyślał, życząc sobie, by mógł po prostu wtłoczyć te słowa do
głowy swego nauczyciela eliksirów.
Nawet się nie WAŻ pozwolić, by cię dotknął.
Snape powoli zamrugał, unosząc brwi, i przez jedną zwariowaną chwilę Harry
zastanawiał się, czy nie powiedział tego głośno. Ale nie, i Snape po prostu odwrócił się, nie
doczekawszy się żadnego dalszego zuchwalstwa, i skończył zajęcia z ostatnim nakazem,
by ciężko popracowali przed egzaminami.
- Na brodę Merlina, właściwie cieszę się na te egzaminy - wymamrotał Ron, ze złością
wpychając swój podręcznik do eliksirów do torby, podczas gdy Harry szorował kociołek. -
Będą oznaczały, że koniec ze Snape'em na całe lato.
- Mmm - odpowiedział Harry z roztargnieniem, gdy, wściekając się, nadeszła Hermiona.
- Doprawdy - rzuciła z irytacją - co cię napadło, Ron? Dziesięć punktów! Przecież wiesz,
że on próbuje cię sprowokować!
- Och, przepraszam - powiedział Ron, patrząc spode łba na Neville'a, który rzeczywiście
kręcił się raczej blisko łokcia Hermiony. - Chyba nie wszyscy dorastają do twojego
poziomu. Dobrze, że byłaś z Neville'em: on nigdy nie robi niczego takiego, chroniąc własny
tyłek.
- Ron! - zawołał przerażony Harry, zapominając o Snapie, gdy Neville pobladł i cofnął
się.
Twarz Hermiony zastygła z urazy, a Ron zagryzł wargę.
- Neville, przepraszam, to było absolutnie wstrętne z mojej strony...
- Zgadza się, było - dodała cierpko Hermiona. - Zignoruj go, Neville. Jest na poziomie
dziesięciolatka.
Ron znów poczerwieniał i przez następnych kilka sekund patrzyli na siebie z Hermioną
ze złością. Neville spoglądał żałośnie na podłogę. Harry z trwogą patrzył na grupkę
przyjaciół i zastanawiał się, co, na niebiosa, powinien powiedzieć, gdy usłyszał znajomy
głos dobiegający od drzwi:
- Panie profesorze, dziękuję za pomoc. Ale okropnie się boję o końcowy egzamin. Czy
bardzo by panu przeszkadzało dać mi na dziś wieczór przepustkę - jeśli ma pan czas,
myślę, że skorzystałbym z małej indywidualnej lekcji.
Draco! Harry zamarł. Nikt nie wydawał się niczego zauważyć, bo Ron przestał mierzyć
wzrokiem Hermionę i wciąż przepraszał Neville'a, który z kolei wciąż gapił się w podłogę.
Harry nie odważył się odwrócić i spojrzeć - nie mógłby, gdyby nawet od tego zależało jego
życie; ale wytężył słuch, by usłyszeć odpowiedź Snape'a.
Proszę
, błagał w myślach, nie
będąc pewnym, o co prosi,
proszę... proszę, powiedz...
5
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl charloteee.keep.pl
SERIA HERBACIANA - część 3
J a k S z k l a n a k a
Seria Herbaciana 3:
Jak Szklanka
autorstwa Telanu
tłumaczyła Clio
Harry Potter, choć zaledwie piętnastolatek, widział i dokonał wielu rzeczy, jakich nigdy
nie wyobrażali sobie ludzie dwukrotnie starsi - nie mówiąc już o popełnianiu. Latał na
miotle, rzucał zaklęcia, stawał się niewidzialny i zwyciężał siły ciemności niemalże
własnoręcznie - i to więcej niż jeden raz. Dorastał bez rodziny, którą mógł nazwać własną.
Doświadczył rzeczy, których dzieci w jego wieku - albo i starsze - nie powinny nigdy
oglądać.
Od strony bardziej zwyczajnej: zakuwał do egzaminów, przechodził zawstydzające skoki
wzrostu, sporo się ostatnio potykał oraz niepewnie zakochiwał w pięknych dziewczynach.
Raz został pocałowany.
To ostatnie wprawiało go w poważną konsternację.
* * *
Harry.
Harry wyrwał się z zamyślenia z przestraszonym:
- Co...
Ron i Hermiona patrzyli na niego z kanapy, na której siedzieli raczej blisko siebie, w
pokoju wspólnym Gryffindoru. Harry siedział w fotelu naprzeciw nich, a pomiędzy całą
trójką tkwiła sterta zadań domowych.
- Harry - powiedziała Hermiona powoli, jakby przemawiając do półgłówka - twoja kolej.
Trans-mu-ta-cja. Dobrze? Podejrzewam, że chcesz teraz książkę, by pogapić się na nią
przez chwilę jak stojak od lampy... Czego potrzebujesz do Pięciominutowego Zaklęcia
Unieruchamiającego?
Harry popatrzył na swój pergamin.
- Eee... Dla Pięciominutowego potrzebuję... - Popatrzył z uśmiechem zmieszania. -
Dwóch gryzmołów, które wyglądają trochę jak spirale.
Hermiona prychnęła z irytacją, Ron zaś pochylił się, by lepiej widzieć.
- Uważasz, że są spiralne? Dla mnie wyglądają jak obłąkane robale. - On i Harry
wyszczerzyli się jeden do drugiego. - Wiesz, jak te robaki z tego dziwnego zaklęcia,
które...
Hermiona - nie można tego inaczej nazwać - warknęła. Wesołość ulotniła się.
- Przykro mi - powiedział Harry. - Nie wiem, co się ze mną dzisiaj dzieje. Tylko wam
przeszkadzam. Pójdę na górę i poćwiczę w dormitorium.
Zaczął zbierać swoje rzeczy, zauważając, jak kilka plików wypadło ze stosu i wdzięcznie
poleciało na podłogę.
Ron i Hermiona popatrzyli na wędrowne kartki.
- Jasne - powiedział Ron. - Niedługo przyjdę. Wtedy możemy jeszcze poćwiczyć.
- Dzięki - wymamrotał niewyraźnie Harry i wyszedł z przypadkowym papierem wciąż
uciekającym z jego ręki.
Gdy był już poza zasięgiem słuchu, Hermiona uderzyła pięścią o oparcie kanapy.
- Naprawdę. To musi się skończyć
.
Ron potrząsnął głową.
- Cały rok szaleje. Najpierw wściekał się na wszystko, co stanęło mu na drodze... A
teraz jakby go w ogóle nie było.
1
- Harry?
Harry.
SERIA HERBACIANA - część 3
J a k S z k l a n a k a
- Cóż, czegokolwiek mu brakuje, lepiej, żeby szybko wróciło - syknęła Hermiona. - Za
tydzień mamy egzaminy!
- Na zajęciach idzie mu dobrze - sprzeciwił się Ron. Hermiona uniosła brwi w
niedowierzaniu. - No, jasne, dzisiaj zachowuje się jak tępak, ale zazwyczaj radzi sobie z
materiałem. - Zmarszczył brwi, a potem uśmiechnął się krzywo. - Zabawne, nigdy jeszcze
nie szło mu tak dobrze na eliksirach. Byłem pewien...
- Tylko nie to - przerwała Hermiona ze znużeniem w głosie, a Ron spuścił z tonu.
Od Hallowe'en konfrontacyjny stosunek Harry'ego do mistrza eliksirów Snape'a znacznie
się ochłodził i było jej już niedobrze od roztrząsania, dlaczego właściwie tak się stało.
Szczególnie że Harry milczał na ten temat jak zaklęty. Plotkowanie z najlepszymi
przyjaciółmi było kiedyś czymś wspaniałym, ale w pewnym momencie zaczęło brnąć w
ślepy zaułek bez dopływu świeżych informacji.
Stanowczo przeszła myślą od Harry'ego do zadania dziesiątego. Dziwnie trudno było jej
się skoncentrować z kolanem Rona przyciśniętym do jej własnego.
* * *
Harry zasunął zasłony wokół łóżka, wyciągnął różdżkę, wyszeptał
"Lumos"
"Lumos"
i opadł na
poduszkę w rozświetlonej ciemności.
Naprawdę niedobrze.
Już za kilka dni miał końcowe egzaminy. Musiał się skupić, skoncentrować. Czasem
wydawało mu się, jakby unosił się w jakimś oszołomieniu przez całe siedem miesięcy, od...
od...
Jasna cholera, czy nigdy nie przestanie o tym myśleć?
Siedem miesięcy. Wydaje się, że to okropnie długi czas, by tak wirować na wietrze,
pomyślał. Ale działo się dokładnie, jak przewidział Snape: mistrz eliksirów zachowywał się
względem Harry'ego i jego przyjaciół tak paskudnie jak zwykle - tak jak obiecał - i Harry
zauważył, że większość czasu spędza, próbując pogodzić tłustego, zgryźliwego Snape'a,
jakiego znał zawsze, z namiętnym, zdesperowanym mężczyzną, którego spotkał na krótką
chwilę na mroźnym tarasie. Jakby byli dwojgiem zupełnie różnych ludzi.
Wiele razy Harry był bliski uznania, że Hallowe'en było rodzajem jakiejś szalonej
halucynacji wywołanej przez zimno albo... coś innego; nie potrafił zdecydować co. Siedział
na eliksirach z Ronem i Hermioną, widział, jak byli poniżani i szykanowani - jak zawsze, a
Ślizgoni, szczególnie Malfoy, faworyzowani w najbardziej wstrętny sposób. I gniew i uraza
znów mogły wybuchnąć, pokryte strasznym chaosem:
czy
to naprawdę się zdarzyło?
Ale zawsze, z a w s z e , gdy był na granicy przypisania całego zajścia własnej wyobraźni,
podnosił wzrok na zajęciach albo na korytarzu, albo w Wielkiej Sali, albo gdziekolwiek
indziej i widział Snape'a patrzącego na niego gorącymi, głodnymi oczami. Wspomnienie
ciepłego, umiejętnego języka mogło przygnać z powrotem wraz z obietnicą nieznanych
rozkoszy; podniecał się momentalnie, kładł wieczorem do łóżka, budził następnego ranka
przyklejony do prześcieradła i musiał przyznać, że tak, to było bardzo prawdziwe, być
może najprawdziwsza rzecz, jaka kiedykolwiek mu się przydarzyła.
Po drugim razie celowo nauczył się zaklęcia, które kładł na siebie, by nie mówić przez
sen.
Tego
potrzebował najbardziej, skoro Ron spał tak blisko. Nie mówiąc o Seamusie i
Deanie, i całej wieży Gryffindoru...
Siedem takich miesięcy. I poza tymi sekretnymi, palącymi spojrzeniami ani słowa od
Snape'a. Cóż, bądźmy szczerzy, p o w i e d z i a ł , że nie będzie - ale w głębi serca Harry tak
naprawdę w to nie uwierzył. Jak ktokolwiek mógł cię całować, jakby była to najważniejsza
rzecz na świecie - a potem zupełnie wycofać się na ponad pół roku, bez jednego
słowa na
ten temat?
Tylko Snape, gorzko odpowiedział sam sobie Harry. Frustrujący sukinsyn.
Więc przez siedem miesięcy żył jedynie tym niewiarygodnym pocałunkiem. Nic
dziwnego, że był tak bezradny; wystarczyłoby i mniej, by doprowadzić do szaleństwa. W
tych dniach mógł się skupić jedynie na boisku quidditcha, gdy ostry posmak powietrza i
2
SERIA HERBACIANA - część 3
J a k S z k l a n a k a
twarda rzeczywistość Błyskawicy pod nim przypominały mu, że jest Harrym-Potterem, nie
Szalonym-Dzieciakiem. Być może potykał się o własne nogi na korytarzach, ale jego miotła
pamiętała, czym jest gracja. Jak dotąd był to jego najlepszy rok jako szukającego
Gryffindoru. Pomijając oczywiście ten jeden mecz, gdy Snape przyszedł popatrzeć, co tak
mocno nadszarpnęło koncentrację Harry'ego, że właściwie został zdjęty z boiska. Dzięki
Bogu, grali przeciw Hufflepuffowi, nie Slytherinowi.
Snape nie przyszedł na żaden inny mecz Gryfonów. Harry powiedział sobie, że mu
ulżyło.
* * *
j e g o jak śmiecia; jakoś wszystko wydawało się bardziej w
porządku, gdy przypominał sobie, jak mistrz eliksirów go pożąda. (Co samo w sobie było
wciąż szokującą myślą.) Ale kiedy Snape poniżał Rona, Hermionę czy nawet Neville'a... to
po prostu wystawiało jego cierpliwość na próbę.
Wszystko to było pokazem dla Malfoyów i im podobnych. Harry rozumiał to. Prawda?
Tylko dlaczego Snape musiał być w tym tak cholernie d o b r y ? Dlaczego wydawał się to
l u b i ć ?
Kruszył listki araminty z niezwyczajną siłą, ledwo słuchając oburzonego mamrotania
Rona, wyłapując tylko słowa "głupi", "obleśny" i "świnia". Wykonywał instrukcje niemal
mechanicznie; jak na razie eliksir nie wydawał się skomplikowany - żadnych śmiesznych
zaklęć czy inkantacji. Tylko siekanie, duszenie, ucieranie i gotowanie. Czuł, jakby z jego
wnętrznościami działo się to samo.
Dlaczego, do diabła, przejmuje się tym, co Snape myśli lub robi? Jeden pocałunek nie
oznacza żadnej obietnicy. W ich przypadku wydawał się znaczyć
brak
obietnicy. Ważną
rzeczą było, że są obaj po tej samej stronie: działają przeciw Voldemortowi, przeciw
Malfoyom - nieważne, jak rzeczy przedstawiają się innym ludziom. To się liczy, powiedział
sobie Harry, krojąc w kostkę swój żółtokorzeń, i musi o tym pamiętać.
Potem podniósł wzrok i niemal odkroiłby sobie palec.
Draco Malfoy patrzył na Snape'a. Nie patrzył, ale
patrzył
- niczym wąż na bardzo
smaczną mysz. Snape wydawał się być tego nieświadomy, spoglądając krzywo na coś na
biurku, podczas gdy uczniowie pracowali, ale w każdej chwili mógł podnieść głowę i
zobaczyć, że ten wstrętny mały drań rzuca mu pożądliwe spojrzenia. Albo jeszcze gorzej:
mógł podnieść wzrok, zobaczyć, jak Harry gapi się na Draco, a potem jak Draco gapi się
na niego. Co za dramatyczna i pełna napięcia sytuacja. Harry szybko spojrzał na swój
kociołek, czując, jakby jego twarz i wnętrzności płonęły. Ten... ten mały...
M a l f o y
M a l f o y ! Jak
śmie? Jak...
Nagle poczuł się chory i wściekły, a własna reakcja przeraziła go bardziej niż wszystko
inne. Więc nie przejmuje się, co Snape myśli, tak? Jasne. To skopało tej teorii tyłek.
Dlaczego, dlaczego,
dlaczego
dlaczego został skazany na takie objawienia? Czy nie mógł być
3
Następnego popołudnia usiadł obok Rona na eliksirach. Hermiona jak zwykle poszła
rozwiązywać to, co między sobą nazywali Problemem Neville'a.
- To będzie ostatni eliksir, jakiego nauczycie się w tym roku przed egzaminami, które
macie w przyszłym tygodniu - oznajmił Snape swoim mrocznym, donośnym głosem. Po
siedmiu miesiącach Harry był w stanie słuchać tego głosu bez uczucia, że jego krocze się
skręca. Zazwyczaj. To męczarnia: mieć piętnaście lat. - Może pojawić się na waszym
egzaminie; może i nie. W każdym razie sugeruję, byście wysilili waszą, wyraźnie
ograniczoną zdolność myślenia - rzucił pogardliwe spojrzenie Neville'owi - i przyswoili go
sobie najlepiej, jak potraficie.
Harry pochylił się nad kociołkiem, by ukryć złość podczas zbierania składników, a
Hermiona pocieszająco poklepała Neville'a po ramieniu. To była kolejna rzecz, której nie
mógł pomieścić w głowie. W porządku, p o w i e d z i a ł Snape'owi, że poradzi sobie, gdy
wszystko będzie, jak było zawsze. Ale cholernie ciężko było patrzeć, jak dzień po dniu
traktuje się jego przyjaciela niczym nędznego śmiecia - bez względu na powód. Mógł
znieść, gdy Snape traktował
j e g o
SERIA HERBACIANA - część 3
J a k S z k l a n a k a
c z y m k o l w i e k , za co się wziął?
Zazdrość była wstrętna, a doznawał jej już wcześniej - szczególnie ostatnio, gdy Ron i
Hermiona zbliżyli się do siebie i czuł się pominięty. Ale to. Czuł, jakby miał ochotę chwycić
nóż i odciąć ten zadowolony uśmieszek prosto z twarzy Malfoya.
Snape musiał być miły dla Malfoya, by ludzie - szczególnie Lucjusz Malfoy - myśleli, że
znów jest dobrym, grzecznym śmierciożercą. W każdym razie taka była teoria Harry'ego.
Tylko jak daleko sięga "bycie miłym"? Czy Snape mógłby właściwie... Czy mógł naprawdę
rozważać...
Harry przełknął ciężko i nie mógł powstrzymać się, by jeszcze raz nie spojrzeć na Draco
- tym razem z czystą udręką. Młody Ślizgon był przystojnym chłopcem, z niemal białymi
blond włosami i lodowato błękitnymi oczami. Cera niczym brzoskwinia i śmietanka.
Czerwone usta. Bardzo. Mógłby być cholerną Śnieżką z baśni, mały śmieć. Harry był
Harrym - z patykowatymi nogami, opadającymi włosami i okularami jak denka butelek -
miałby konkurować z czymś
takim
, szczególnie w stawce, o jaką grali? Jeśli od tego
miałoby zależeć zwycięstwo lub porażka misji, jak mu się wydawało - którego z nich Snape
by wybrał?
...Wow, spokojnie. Oddychaj, oddychaj głęboko. Musiał przesadzić.
Często tak robił w przypadku Snape'a. Skoro dla Snape'a sypianie z uczniami było
problemem, z pewnością obroniłby się przed Draco, jak to zrobił z Harrym. I wtedy nagły
obraz pojawił się przed Harrym: Snape ukrywający się w swoim gabinecie, by uciec
wrzeszczącym tłumom zakochanych uczniów... Harry zagryzł wargę, by głośno nie
zachichotać.
- Profesorze Snape - głos niczym jedwab dobiegł gdzieś z jego lewej strony - proszę
wybaczyć, że przeszkadzam, ale mój eliksir nie zmienił koloru, jak powinien. Zechciałby
pan popatrzeć?
Z niejasnym uczuciem nieuniknionej porażki, nie będąc w stanie się powstrzymać, Harry
znów podniósł wzrok. Snape płynnie podniósł się z krzesła - i
dlaczego
dlaczego mózg Harry'ego
musiał wybrać właśnie TEN moment, by zauważyć, jak świetnie wyglądają na nim te
czarne szaty? - i skierował się do stolika Draco bez żadnego kpiącego komentarza, jaki z
pewnością wygłosiłby każdemu Gryfonowi. Automatycznie mieszając eliksir, Harry patrzył
bezradnie, nie zauważony przez żadnego z nich, jak Draco zwraca zarumienioną twarz w
stronę nauczyciela i
dotyka rękawa Snape'a swoją małą, wstrętną dłonią
dotyka rękawa Snape'a swoją małą, wstrętną dłonią.
- Wow - wyszeptał Ron obok - WIDZIAŁEŚ to? - Gapił się, z autentycznie opadniętą
szczęką na wyraz twarzy Draco. Potem odwrócił się do kociołka i zniżył głos do najniższego
szeptu. - Chyba mi niedobrze. WIDZIAŁEŚ, jak na niego patrzył? Malfoy i Snape...
Ktokolwiek
Ktokolwiek i Snape... Całe dnie będę próbował pozbyć się tego koszmaru z głowy...
Harry wrócił do ucierania listków araminty (które były już prawie starte na pył),
wyobrażając sobie, że każda drobina to twarz Draco, i rzucił kolejne, ukradkowe
spojrzenie. Snape stał tyłem do niego, jego sylwetka jak zawsze sztywno wyprostowana.
Nie można było powiedzieć, o czym myśli. Przynajmniej ręka Malfoya mieszała teraz
zawartość kociołka, a nie tkwiła w miejscu, w którym nie miała prawa.
- To znaczy, widziałeś WYRAZ jego twarzy? - kontynuował Ron zbulwersowanym tonem.
- Mój Boże, tak się podlizywać nauczycielowi... O nie, kolejny obraz, którego nie chcę...
- Zamknij się - wysyczał Harry z wściekłością, a widząc zszokowane spojrzenie Rona,
dodał raczej nieprzekonująco - Usłyszą nas.
Czy Ron w to uwierzył czy nie, przymknął się i reszta lekcji upłynęła w ciszy - z jednym
wyjątkiem: Ron spojrzał na Hermionę i Neville'a i wymruczał:
- Siedzi okropnie blisko, prawda?
Wciąż roztargniony Harry zdobył się tylko na mętne:
- Neville? Coś ty...
- Hmm - odpowiedział Ron i znów spojrzał na Neville'a.
W tym nastroju skończyli zajęcia - a eliksiry Rona i Harry'ego były zdecydowanie
najgorsze ze wszystkich. Hermiony i Neville'a całkiem dobre; to bynajmniej nie poprawiło
humoru Rona. Draco został, oczywiście, otwarcie pochwalony, podczas gdy Harry starł
4
normalny w
c z y m k o l w i e k
SERIA HERBACIANA - część 3
J a k S z k l a n a k a
zęby niemal na miazgę, a wtedy Snape podszedł i pochylił się nad jego stolikiem.
- No, no... Potter i Weasley - Snape umilkł. - Jak... interesująco.
Ślizgoni zachichotali, Draco zaśmiał się głośno. Harry pomyślał, że jego policzki spłoną,
a Ron nie wyglądał o wiele lepiej.
- Nie wiem - kontynuował mistrz eliksirów - doprawdy nie wiem, czy kiedykolwiek w
życiu widziałem eliksir paniki o tak strasznej konsystencji. A wam dwóm udało się to w
jeden dzień. I ten intrygujący kolor! Wyraźnie przypominam sobie, że wspominałem, iż
ostateczny rezultat miał być brązowy, nie tak uroczo - zerknął do kociołka Rona -
pomarańczowy, ani - spojrzał do Harry'ego - cóż, nie mam pojęcia, co
to
jest. O tak,
prawdziwie przełomowy dzień dla Zespołu Żałosnej Nieudolności Potter-Weasley.
- Szkoda, że nie jesteśmy ślicznymi, małymi Ślizgonami - rzucił w odpowiedzi Ron. -
Wtedy może przypadłoby nam trochę osobistej uwagi nauczyciela.
Urażony pomruk dobiegł od stołów Slytherinu i Harry ledwo usłyszał warknięcie
Snape'a:
- Minus dziesięć punktów dla Gryffindoru za bezczelność, Weasley!
Jego całe ciało stężało niczym deska, gdyż nie mógł nie zauważyć, ponad stołem, który
dzielił z Crabbe'em i Goyle'em, tajemniczego uśmiechu, jaki tkwił na ustach Draco Malfoya.
Snape, zmrużywszy oczy, odwrócił się do Harry'ego, najwyraźniej oczekując z jego strony
jakiejś impertynencji w obronie przyjaciela. Harry zaś spojrzał tak stanowczo, jak tylko
mógł.
Nawet się nie waż
, pomyślał, życząc sobie, by mógł po prostu wtłoczyć te słowa do
głowy swego nauczyciela eliksirów.
Nawet się nie WAŻ pozwolić, by cię dotknął.
Snape powoli zamrugał, unosząc brwi, i przez jedną zwariowaną chwilę Harry
zastanawiał się, czy nie powiedział tego głośno. Ale nie, i Snape po prostu odwrócił się, nie
doczekawszy się żadnego dalszego zuchwalstwa, i skończył zajęcia z ostatnim nakazem,
by ciężko popracowali przed egzaminami.
- Na brodę Merlina, właściwie cieszę się na te egzaminy - wymamrotał Ron, ze złością
wpychając swój podręcznik do eliksirów do torby, podczas gdy Harry szorował kociołek. -
Będą oznaczały, że koniec ze Snape'em na całe lato.
- Mmm - odpowiedział Harry z roztargnieniem, gdy, wściekając się, nadeszła Hermiona.
- Doprawdy - rzuciła z irytacją - co cię napadło, Ron? Dziesięć punktów! Przecież wiesz,
że on próbuje cię sprowokować!
- Och, przepraszam - powiedział Ron, patrząc spode łba na Neville'a, który rzeczywiście
kręcił się raczej blisko łokcia Hermiony. - Chyba nie wszyscy dorastają do twojego
poziomu. Dobrze, że byłaś z Neville'em: on nigdy nie robi niczego takiego, chroniąc własny
tyłek.
- Ron! - zawołał przerażony Harry, zapominając o Snapie, gdy Neville pobladł i cofnął
się.
Twarz Hermiony zastygła z urazy, a Ron zagryzł wargę.
- Neville, przepraszam, to było absolutnie wstrętne z mojej strony...
- Zgadza się, było - dodała cierpko Hermiona. - Zignoruj go, Neville. Jest na poziomie
dziesięciolatka.
Ron znów poczerwieniał i przez następnych kilka sekund patrzyli na siebie z Hermioną
ze złością. Neville spoglądał żałośnie na podłogę. Harry z trwogą patrzył na grupkę
przyjaciół i zastanawiał się, co, na niebiosa, powinien powiedzieć, gdy usłyszał znajomy
głos dobiegający od drzwi:
- Panie profesorze, dziękuję za pomoc. Ale okropnie się boję o końcowy egzamin. Czy
bardzo by panu przeszkadzało dać mi na dziś wieczór przepustkę - jeśli ma pan czas,
myślę, że skorzystałbym z małej indywidualnej lekcji.
Draco! Harry zamarł. Nikt nie wydawał się niczego zauważyć, bo Ron przestał mierzyć
wzrokiem Hermionę i wciąż przepraszał Neville'a, który z kolei wciąż gapił się w podłogę.
Harry nie odważył się odwrócić i spojrzeć - nie mógłby, gdyby nawet od tego zależało jego
życie; ale wytężył słuch, by usłyszeć odpowiedź Snape'a.
Proszę
, błagał w myślach, nie
będąc pewnym, o co prosi,
proszę... proszę, powiedz...
5
[ Pobierz całość w formacie PDF ]