325951, Różne, materiały instruktażowe

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Uwagi o ruchu lewostronnym
-
Wojciech Święcicki
Z półek księgarskich powoli znika parotysięczny nakład „Podręcznika wspinaczki".
Wydawnictwo „Galaktyka" nosi się z zamiarem dokonania niewielkiego dodruku, gdyż wszystko
wskazuje na to, że książka trafiła doskonale w zapotrzebowanie polskiego czytelnika. Nie ma w
tym chyba nic dziwnego, skoro podręcznik Allena Fyffe i Iaina Petera był także bestsellerem na
rynku brytyjskim i doczekał się nawet oficjalnej akceptacji British Mountaineering Council.
Miałem przyjemność być recenzentem i redaktorem wydania polskiego. Moją bardzo dobrą
opinię o „Podręczniku wspinaczki" podzieli koledzy instruktorzy z Komisji Szkolenia PZA i
wspólnie zdecydowaliśmy się nadać podręcznikowi status książki polecanej przez Polski Związek
Alpinizmu. Dzisiaj, w półtora roku od chwili ukazania się publikacji, można już zaobserwować
pierwsze efekty oddziaływania podręcznika na polskie środowisko taternickie. Niestety nie
wszystko potoczyło się w pożądanym kierunku. Dlatego zdecydowałem się na napisanie kilku
uwag. Niektóre z nich są dość obszerne. W każdym razie przekraczają ramy redakcyjnych
komentarzy podawanych petitem na dole strony i siłą rzeczy zabraknie dla nich miejsca w drugim
wydaniu książki.
„Podręcznik wspinaczki" został w kilku miejscach odczytany zbyt dosłownie, a ściślej bez
próby ustosunkowania się do brytyjskiej tradycji oraz do specyficznych warunków uprawiania
wspinaczki w Anglii, Walii i Szkocji. Ponadto, co okazało się zupełnie niezamierzonym efektem,
część polskich wspinaczy zapomniała całkowicie o innych niż brytyjska szkołach wspinaczkowych
i odrzuciła wartościowe doświadczenia chociażby alpinistów niemieckich
1)
. Jest to błąd, gdyż my,
Polacy możemy czerpać z doświadczeń różnych nacji bez groźby narażenia się na zarzut
sprzeniewierzania się narodowym tradycjom w technice asekuracji czy też w technice zjazdu na
linie. Ta uwaga to nie żart! Doskonale pamiętam pełne dezaprobaty uwagi alpinistów szwajcarskich
na widok mojej brytyjskiej uprzęży biodrowej model Don Whillans. Po prostu nie mieściło im się w
głowie, że można wspinać się w alpejskiej ścianie bez pasa piersiowego... I odwrotnie, widziałem
zdziwienie w oczach mojego partnera, szefa centrum wspinaczkowego w północnej Walii, kiedy na
górnym stanowisku asekurowałem z półwyblinki wpiętej w karabinek centralny. W chwilę potem
usłyszałem jego ironiczny komentarz, że jest to
German gadget.
Dalszych jego uwag o upadku III
Rzeszy nie da się na łamach „Taternika" zacytować. Kiedy już ochłonąłem, pomyślałem sobie w
duchu, że faworyzowana przez Brytyjczyków płytka asekuracyjna ma jak najbardziej germański
rodowód, gdyż nie jest to nic innego jak zmodyfikowana płytka Stichta. Mój partner pewnie do
dzisiaj zastanawia się, czemu naszej dalszej wspinaczce towarzyszył ledwo słyszalny chichot.
Powoli przechodząc do rzeczy. Stosunkowo najwięcej nieporozumień wywołuje zagadnienie
techniki zjazdu z tzw. wysokim przyrządem asekuracyjnym. Z bliżej nie znanych powodów doszło
do pomieszania pojęć, a w konsekwencji do nieuzasadnionego i nie zawsze optymalnego połączenia
różnych technik. Aby definitywnie wyjaśnić o co chodzi należy zacząć od początku. Otóż technika
Polski Związek Alpinizmu – Taternik 2001(1)
zjazdu na linie z tradycyjnym umiejscowieniem przyrządu zjazdowego (włącznie ze zjazdem przez
karabinek, co jest zmodyfikowaną wersją zjazdu w kluczu Diil-fera) polega na tym, że przyrząd
zjazdowy jest wpięty bezpośrednio w uprząż biodrową lub w jej improwizowaną namiastkę. W
takiej sytuacji narzuca się założenie węzła zaciskowego ponad przyrządem zjazdowym. Jest to
rozwiązanie doskonale znane wszystkim taternikom starszego pokolenia. Pierwszym alpinistą który
rozpropagował inne umieszczenie węzła zaciskowego był austriacki przewodnik Klaus Hoi.
Zauważył on trafnie, że jeśli przypiąć ósemkę zjazdową do zaczepu piersiowego uprzęży
dwuczęściowej lub do uprzęży typu
fuli body
(patrz wyżej: szkoła niemiecka), to nie ma innego
wyjścia jak zawiązać węzeł zaciskowy poniżej przyrządu zjazdowego. Na ślad takiego rozwiązania
można trafić przeglądając niemieckojęzyczne katalogi sprzętu wspinaczkowego wydane na
początku lat 70-tych. Trzeba jednak uczciwie przyznać, że w tamtych latach w Polsce pomysł
Klausa Hoia powodował wyłącznie niecenzuralne komentarze, oparte zresztą na niewybrednym
skojarzeniu...
Przełom, przynajmniej jeśli chodzi o naszych instruktorów, nastąpił dokładnie w roku 1992
podczas oficjalnej wizyty w Polsce dwójki francuskich aspirantów z ENSA. Podczas wspólnych
ćwiczeń w rejonie Granatów zjeżdżałem za pomocą ósemki wpiętej bezpośrednio w uprząż - fakt,
że niezbyt mądrze, bo bez węzła zaciskowego. Robert Balmat (nawiasem mówiąc potomek w linii
prostej legendarnego zdobywcy Mont Blanc) zwrócił mi po koleżeńsku uwagę, że zjazd bez węzła
zaciskowego jest znacznie bezpieczniejszy, jeśli przyrząd jest przypięty do uprzęży za
pośrednictwem ekspresu. Takie rozwiązanie narzuca trzymanie liny oburącz pod przyrządem
zjazdowym, co redukuje groźbę jej wypuszczenia na skutek oparzenia lub innego urazu.
Pomysł był genialny w swej prostocie. Już od następnego sezonu w „Betlejemce" uczono:
„Istnieją dwie opcje umiejscowienia przyrządu zjazdowego na uprzęży:
1. nisko - wprost na uprzęży biodrowej,
2. wysoko - za pośrednictwem pętli (ekspresu) długości 20-30 cm.
W sprawie umiejscowienia węzła zaciskowego obowiązuje zasada:
1. przy niskim wpięciu przyrządu węzeł musi być ponad nim,
2. przy wysokim wpięciu przyrządu węzeł musi być poniżej" Uwaga! Zjazd z użyciem
półwyblinki może być wykonywany tylko w wersji niskiej!
2)
Zjazd bez węzła zaciskowego jest znacznie bezpieczniejszy, jeśli
przyrząd jest przypięty do uprzęży za pośrednictwem ekspresu.
Wszystko wydawało się jasne do czasu, kiedy „Podręcznik wspinaczki" trafił pod polskie
strzechy. Okazało się, że Brytyjczycy nie dość, że przyrząd (którym jest z reguły płytka
asekuracyjna) mocują nisko, czyli wprost do uprzęży, to jeszcze umieszczają węzeł poniżej
przyrządu. Dodatkową osobliwość stanowi sposób dowiązywania węzła zaciskowego wprost do
taśmy udowej uprzęży lub do odpowiednio mocnego punktu z tyłu uprzęży (str. 128 ryc. 7.16)
zamiast do tzw. łącznika. Powstało spore zamieszanie, któremu uległa niestety także i część
instruktorów. Niektórzy niesłusznie nazywali rozwiązanie brytyjskie „wysokim przyrządem"
pomimo, że przyrząd umiejscowiony jest nisko. Inni dla odmiany zupełnie niepotrzebnie (choć nie
błędnie) zalecali przywiązywanie węzła zaciskowego do taśmy udowej, podczas gdy przyrząd
zjazdowy umiejscowiony był wysoko.
Polski Związek Alpinizmu – Taternik 2001(1)
O co w tym wszystkim chodzi? Po prostu trzeba choć trochę znać wyspiarzy. Mówiąc
najkrócej mają oni szczególne upodobanie do rozwiązań prostych i uniwersalnych zarazem. Skoro
ich doktryna asekuracji preferuje ubezpieczanie z przyrządu wpiętego wprost do uprzęży (np. str. 73
ryc. 5.3 i 5.4), to nie widzą oni powodu aby cokolwiek zmieniać przechodząc od asekuracji do
zjazdu na linie. Oczywiście istnieje groźba wciągnięcia węzła zaciskowego do wnętrza przyrządu
zjazdowego, ale można tego uniknąć przenosząc jego zamocowanie jak najniżej tj. na taśmę udową
uprzęży. Ot i cała tajemnica!
Powtórzmy zatem dla porządku. Termin „wysoki przyrząd zjazdowy" oznacza przyrząd
wpięty do uprzęży za pośrednictwem pętli lub ekspresu. Przezorny alpinista zawiązuje wówczas
węzeł zaciskowy pod przyrządem i przypina niezależnym karabinkiem zakręcanym do łącznika w
uprzęży. Sposób francuski jest zalecany podczas wykonywania wielu zjazdów pod rząd, zwłaszcza
w skomplikowanym terenie, oraz w ratownictwie. Wyjątek stanowi przypadek przejeżdżania przez
węzeł (w przypadku połączenia kilku lin w jedną), kiedy zdecydowanie wygodniej jest zjeżdżać w
sposób tradycyjny, tzn. z przyrządem umiejscowionym nisko i węzłem zaciskowym znajdującym
się powyżej przyrządu.
Termin „niski przyrząd zjazdowy" oznacza przyrząd wpięty bezpośrednio do uprzęży.
Sposób brytyjski jest godny polecenia zwłaszcza w sytuacjach awaryjnych, gdy musimy szybko
przejść od asekuracji do zjazdu
3)
. Uwaga: jeżeli w wyjątkowej sytuacji decydujemy się na
ryzykowny sposób zjeżdżania bez węzła zaciskowego, to ważniejsze od krótkiej modlitwy jest
posłużenie się sposobem francuskim, a więc techniką wysokiego przyrządu zjazdowego
obsługiwanego oburącz spod przyrządu.
Następną istotną sprawą jest technika posługiwania się liną w trakcie asekuracji. Największe
różnice można zauważyć pomiędzy brytyjskim a kontynentalnym sposobem asekurowania w
sposób klasyczny, czyli przez ciało. Po pierwsze, Brytyjczycy w ogóle nie znają metody
asekurowania poprzez prowadzenie liny na wysokości piersi. Warto przypomnieć, że asekuracja
przez ciało z ułożeniem liny „przez plecy" jeszcze na początku lat 70-tych należała do żelaznego
repertuaru umiejętności nauczanych na kursach taternickich. Dziś można urzędowo stwierdzić, że
Polski Związek Alpinizmu – Taternik 2001(1)
umarła ona śmiercią naturalną na niepopular-ność. Na szczęście nic nie wskazuje na to aby któregoś
roku powróciła wraz z falą retro. Po drugie, wyspiarze całkowicie ignorują asekurację „spod
ramienia" polegającą jak wiadomo na prowadzeniu liny od partnera pod pachę, a następnie przez
plecy i przeciwległe ramię do ręki hamującej. W tym przypadku mamy do czynienia z wylaniem
dziecka wraz z kąpielą gdyż podczas asekuracji górnej właśnie ubezpieczanie „spod ramienia" w
dużym stopniu eliminuje groźbę zsunięcia się liny z ciała na skutek szarpnięcia liną w dół.
Preferowana przez Brytyjczyków asekuracja „z bioder" ma tę wadę, że dla bezpieczeństwa
należałoby przepiąć linę przez punkt wysyłowy na stanowisku asekuracyjnym. Szkopuł w tym, że
asekurację przez ciało stosuje się na ogół w niezbyt trudnym i mało stromym terenie, gdzie
stanowiska zazwyczaj są zakładane tylko z jednego punktu asekuracyjnego. W takiej sytuacji nie
ma innego wyboru jak asekurować „spod ramienia". W tym miejscu należy ustosunkować się do
lansowanego w podręczniku sposobu owinięcia liny wokół przedramienia ręki hamującej (str. 75
ryc. 5.7). Otóż Brytyjczycy w ogóle nie przyjmują do wiadomości, że można asekurować inaczej.
Podkreślają dwie zalety: po pierwsze owinięcie liny wokół przedramienia zwiększa tarcie, a więc w
konsekwencji ułatwia hamowanie, a po drugie w znacznym stopniu zmniejsza ryzyko „zgubienia
liny". Rzeczywiście, wypuszczenie liny z ręki hamującej może mieć katastrofalne skutki. Niestety
są też i wady takiego trzymania liny. Na pierwszym miejscu należy chyba wymienić mniejszą
płynność ruchów, a w następstwie wolniejsze podawanie i wybieranie liny, co ma zasadnicze
znaczenie podczas szybkiej wspinaczki. Ponadto, ze względu na możliwość oparzenia
przedramienia należy używać ubioru z długim rękawem, co w czasach niezwykłej popularności
koszulek zwanych bularkami wydaje się postulatem trudnym do zrealizowania.
Odrębnego komentarza wymaga typowo wyspiarski sposób ubezpieczania z użyciem płytki
asekuracyjnej. Płytka jest tam bez wątpienia przyrządem asekuracyjnym numer jeden.
Zadecydowała o tym tak ceniona przez Brytyjczyków prostota konstrukcji oraz powszechne
stosowanie na tamtejszych skałach lin podwójnych. Te ostatnie zdobyły prymat z powodu niechęci
Brytyjczyków do stosowania przedłużonych ekspresów likwidujących niekorzystne
przesztywnienie prowadzonej liny. Płytka asekuracyjna jest przypinana do uprzęży. Takie
rozwiązanie jest stosowane zarówno podczas asekuracji dolnej jak i górnej (str. 73 ryc. 5.3 i 5.4).
Dobre pytanie dlaczego? Przecież wspinacze z obszaru języka niemieckiego wolą na górnych
Polski Związek Alpinizmu – Taternik 2001(1)
stanowiskach ubezpieczać z karabinka HMS wpiętego w centralny punkt stanowiskowy. Czy
potrafimy odgadnąć dlaczego ewolucja asekuracji na wyspach brytyjskich poszła w innym kierunku
niż na kontynencie. Odpowiedź jest zaskakująco prosta. Płytka przy wszystkich swoich zaletach nie
nadaje się do użycia jako przyrząd asekuracyjny wpinany w punkt centralny na górnym stanowisku
w celu asekurowania partnera podchodzącego z dołu
4)
. Natomiast ewentualne ściąganie drugiego
za pośrednictwem węzła półwyblinki nieuchronnie kończy się skręceniem żył liny podwójnej, co w
chwilę później uniemożliwia równoległe prowadzenie żył przez prowadzącego. — To jeszcze nie
koniec wyspiarskich osobliwości. Uważny czytelnik zauważy, że płytka asekuracyjna nie zawsze
jest wpinana bezpośrednio w łącznik uprzęży, ale często w pętlę utworzoną przez linę, po jej
dowiązaniu do uprzęży za pośrednictwem węzła ósemkowego (str. 78 ryc. 5.11). Takie rozwiązanie
stanowi dopełnienie brytyjskiej szkoły asekuracji. Skoro dominującym sposobem ubezpieczania jest
asekuracja pośrednia, tj. z przyrządu zamocowanego na ciele wspinacza, to stanowiska
asekuracyjne należy konstruować tak, aby ciężar wiszącego pechowca obciążał bardziej
stanowisko, niż obsługującego linę partnera. W razie komplikacji prowadzenie ewentualnej akcji
ratunkowej jest wówczas proste. Wystarczy uwolnić się z układu asekuracyjnego w brytyjski, a
więc wyjątkowo niewymyślny sposób ( str. 147 ryc. 9.11). Jak widać, ogólna zasada działania
urzeka prostotą! Niestety, nic nie jest takie łatwe jak się wydaje. Poprawne założenie stanowiska
spełniającego wyżej wymieniony postulat wymaga sporego doświadczenia i niemałej wyobraźni
aby przewidzieć kierunki działania sił na stanowisko asekuracyjne. W tym miejscu trzeba
koniecznie ustosunkować się do zaprezentowanego w podręczniku sposobu podawania i wybierania
liny podczas asekuracji z użyciem płytki asekuracyjnej (str. 79 ryc. 5.12 i 5.13 oraz str. 80 ryc.
5.14). Niestety na wszystkich rysunkach przestawiono wadliwe ułożenie dłoni ręki hamującej.
Zaprezentowany układ dłoni uniemożliwia pełne załamanie liny w przyrządzie asekuracyjnym.
Posługując się płytką kubkiem asekuracyjnym oraz ósemką należy uchwycić linę tak, aby kciuk
dłoni hamującej był skierowany w kierunku przyrządu asekuracyjnego
5)
.
Posługując się płytką, kubkiem asekuracyjnym oraz ósemką należy
uchwycić linę tak, aby kciuk dłoni hamującej był skierowany w
kierunku przyrządu asekuracyjnego.
Polski Związek Alpinizmu – Taternik 2001(1)
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • charloteee.keep.pl